Historia pewnej Kropki

To była listopadowa sobota. Zwyczajny zamglony poranek, tylko we mnie kompletny chaos. Och… bo wiedziałam… temperatura w górze… Cycki jak kamienie i takie tam. Same wiecie, prawda?

Historia pewnej KropkiWpadam do łazienki i myślę sobie – cholera, nadal nic… Sięgam po test, który od tygodnia leży w łazience. Drżącymi palcami odkładam go tak, żeby umyć zęby i nie zerkać na wynik. Hehe… bo choć domyślam się, to chcę krzyknąć z radości nie dławiąc przy tym pianą. I nie zerkam. Przeczuwam. Wiem…

Jest… Mój Boże, jest!!! Pierwsza wiadomość Kropki

Kropka Kropka – Kreska Kreska. Jesteś tam Maleństwo… – pomyślałam – tak długo czekałam na Ciebie, już myślałam że to nigdy się nie uda… Jestem w ciąży!!… Powtarzałam sobie w myślach, jak mantrę, jakbym chciała do tej myśli sama siebie przekonać…

Dziś, z perspektywy czasu i kolejnych ciąż, nie pamiętam wiele. Nie miałam jakichś spektakularnych objawów rodem z filmów. Ani w tej, ani zresztą w kolejnych ciążach… Bolały mnie potwornie piersi i chciało mi się spać… To wszystko. Czekałam na jakieś mdłości, wstręt do zapachów – cokolwiek. Snułam się senna i nieobecna. Za to z dnia na dzień bardziej zakochana w życiu, które zaczynało snuć się w moim brzuchu.

Już po pierwszej wizycie u ginekologa pojechaliśmy do rodziców ze zdjęciem Kropki. Z dumą wyjęłam ją z torebki i wręczyłam im pękając z dumy – jakby było tam ,,gotowe’’ dziecko. Byłam co raz szczęśliwsza. Każdy kolejny dzień, był dla mnie po prostu kolejnym dniem mojej pierwszej, cudownej ciąży. Czułam się wyjątkowo. Byłam ja, była ciąża i reszta świata tocząca się poboczem.

To był początek ósmego tygodnia. Rozentuzjazmowana wpadłam do gabinetu mojego lekarza. Jak zwykle, chwilkę poświęciliśmy na żarty i pogaduchy. Położyłam się na kozetce, z myślą że za moment zobaczę bijące serduszko Kropki.

Leżę i czekam. Nastała cisza

Cisza, której nie przełamał żaden dźwięk. Żadne serduszko, nic. Zamknęłam oczy.
Jezu, niech on wreszcie coś powie, dlaczego milczy? – myślałam. Dlaczego…?

Madziu… Maleństwo nic a nic nie urosło od ostatniego badania. Twoja ciąża przestała się rozwijać – powiedział tak cholernie poważnie i z takim żalem, jakby to była prawda. Pamiętam jak przez mgłę… Skierowanie na badania, które dostałam, prywatny numer, gdyby coś się działo… Moment kiedy wychodziłam z gabinetu zdrętwiała od strachu…

Kolejne dni spędziłam w… Internecie. Znacie to, prawda? Szukałam informacji, które intensyfikowały moja nadzieję. Modliłam się, czekałam na cud. Robiłam badania, które wciąż potwierdzały rozwijającą się ciąże. Moja nadzieja bezwarunkowo rosła. Choć równolegle toczył mnie lęk i złe przeczucia. Zaczęły się delikatne plamienia. Po konsultacji z lekarzem położyłam się do łóżka.

Boże, nie zabieraj mi Kropki…

Nie zabieraj mi Jej… Myślałam. Plamienie nie nasilało się. Objawy ciąży i wyniki badań wskazywały na ciążę i tego faktu postanowiłam się kurczowo trzymać.

… To była grudniowa sobota. Paradoksalnie… Ale już nie osnuta różową mgłą poranka. Ciężka od ołowianych, ciężkich chmur. Ciemna. Smutna… Zaczęłam mocno krwawić. Izba przyjęć, formularze… Łzy, zdenerwowanie… Do tego wszystkiego jakaś potworna znieczulica na Izbie Przyjęć. Kto zatrudnia te kobiety?

Z krwotokiem siedziałam na krześle w poczekalni. Nikogo nie interesowało, że właśnie tracę Kropkę. Bałam się. Ale wciąż miałam nadzieję. Nie takie historie przecież dobrze się kończyły!

Badanie. Potwierdzony 9 tydzień ciąży, brak akcji serca. Lekarz pokręcił głową i stwierdził, że nie daje nam większych szans, że – Jak to określił – coś z ,,tego’’ się jeszcze rozwinie.

Do 12 tygodnia to przecież jeszcze nie jest ciąża – dodał lekarz

A co to jest do cholery? – pomyślałam. Ale nie miałam siły żeby wdawać się w dyskusje. Po prostu – nie miałam siły.  Chciałam Jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Wziąć leki i zwinąć w kłębek. Przeczekać. Utrzymać ją przy życiu.

Trochę czasu to zajęło, bo forma progesteronu jaką lekarz wypisał na recepcie okazała się jakimś wynalazkiem rozprowadzanym jedynie w szpitalach. Udało się na szczęście znaleźć alternatywę.  Co za debil – syczał mąż – co za cholerny debil!

Kiedy wróciliśmy do mieszkania ból narastał. Położyłam się próbując uspokoić i zasnąć. Krwotok się nasilał, ale ja nie chciałam już żadnych szpitali i lekarzy…Leżałam przerażona w kałuży krwi i… było mi wszystko jedno. Nad ranem ból był tak silny, że z trudem udało mi się dowlec do łazienki. Kropka pojawiła się i …

I nagle zrobiło się ciemno. Zgasło światełko nadziei. Wszystko straciło sens.

Dopiero po kilku godzinach popłynęły pierwsze łzy… Gapiłam się przed siebie i z nienawiścią skierowaną prosto w Boga, pytałam Go – Jak mógł mi to zrobić?? Jak mógł? Jak mógł mi zabrać Kropkę? To była moja Kropka!!! Moja!!!

Moja malutka Kropka… Płakałam nieustannie przez kilka dni. Jedyne na co mnie było stać, to prośba, by reszta świata zostawiła mnie w spokoju. Nikogo nie chciałam wtedy ani widzieć ani słyszeć. Był mój ból, Bóg, który milczał i Kropka, której już nie było.

Żałoba. Mój czas

Czas, który jest potrzebny, cierpienie, które trzeba przerobić… Smutek wylewał się ze mnie strumieniami łez, ale w końcu zelżał. Któregoś dnia pojawił się spokój. Po kilku miesiącach akceptacja. A gdzieś pomiędzy – cisza. Cisza, w której zatliła się myśl…

Może Bóg Cię Kropeczko potrzebował bardziej niż świat?… Kiedyś się spotkamy. Zawsze będę o Tobie pamiętała. Zawsze będę Cię kochała.

Mama Kropki

[pisownia oryginalna]

Jeśli chcesz podzielić się swoją historią napisz do nas na adres info@poronilam.pl

Oceń

9 thoughts on “Historia pewnej Kropki

  1. Pamiętam i jakbym czytała swoją historię. Płaczę czytając Twoją opowieść bo wszystkie te emocje są tak okrutnie odczuwalne. Ściskam Cię mocno.

    • Choć minęły 3 miesiące od diagnozy, jaką usłyszałam, będąc w 20 tygodniu ciąży, żal nie mija. Nie mija tez rozpacz, poczucie straty nie do opisania. Czas nawet nie dał mi szansy oswoić się z tym strasznym zdarzeniem, nie mówiąc o jakimkolwiek leczeniu ran………….. Chcemy mieć dziecko, ale myśl o ciąży napawa mnie potwornym strachem…

  2. jestem z Toba w listopadzie tez przezylam ta straszna tragedie, ulge przynosi mi odwiedzanie grobu rodzinnego gdzie pochowalam swoja coreczke. po Pierwszym okresie zaszlam w kolejna ciaze jutro pierwsza wizyta u lekarza jest to ok 7 tyd panicznie sie boje. ale Wierze, wiara czyni cuda. mam w niebie aniolka ktory nade mna czuwa 🙁 nigdy nie zapomne

  3. Jak bym czytała swoją historie … Swoją ciążę rozpoznałam dość wcześnie, w 5 tygodniu byłam u lekarza i było wszystko dobrze, jednak już w 8 okazało się że moja ciąża się nie rozwinęła(puste jajo płodowe). Ogromny ból, brak jakiegokolwiek zrozumienia, dlaczego tak się stało, obwijanie siebie, ciągły płacz. Poronienie nastąpiło 8 grudnia, później zabieg łyżeczkowania. Boje się co będzie dalej, nie mogę się doczekać dzidziusia, biję się z myślami…..

  4. dziękuję Wam 🙂 Po półtorej roku urodziłam synka, po trzech latach kolejnego… Ale o Kropce zawsze będę pamiętała.

  5. Ja jestem mamą 2 kropek… mam też cudownego synka, który ma już prawie 14 miesięcy. O kropkach nie myślę na co dzień, synek wypełnia każdą chwilę (nawet jak jest w żłobku to ciągle myśli uciekają do niego). Ale moje 2 kropeczki zawsze będą w moim sercu. Jestem mamą trójki dzieci…

  6. Popłakałam się, gdy to czytałam. Jakbym czytała o sobie. Cały czas płaczę. To tak bardzo boli. To było moje dziecko:( 🙁 🙁 cały świat mi się zawalił. Nic mi już nie wróci tego życia, które rosło we mnie, serduszka, które biło i nigdy więcej nie zabije. 🙁 🙁 🙁

  7. Moja historia jest podobna najpierw wielką radość bo na nasze dwie kreski czekaliśmy z mężem i synkiem prawie rok. Był strach bo mieliśmy powikłania po porodowe z synkiem. Potwierdzenie w 5tc, w 6tc serduszko bilo, w 7 tv też. Wszyscy wiedzieli że jestem w ciąży. Pracowałam ale odpoczywalam po pracy. Kolejna wizyta w 9 tc żadnych podejrzeń walentynek wiec to tylko potwierdzenie. Leżę na kozetce położna wypisuje kartę ciąży i skierowanie. Lekarz zaczyna usg i nagle cisza a po tam najgorsze słowa mnie ma akcji serca. Skierowanie pojechaliśmy od razu do szpitala z nadzieją w lekarz się pomylił ale niestety nie. Dostałam skierowanie na zabieg rano w domu płacz nic nie przespana. Przyjęcie to szpitala, zabieg i każdego słowa ze będzie następne trzeba poczekać tak się zdarza nie tylko tobie. Przy mężu udaje ze jest ok. Z nikim innym nie mam ochoty się widzieć bo nie mam sil na puste rozmowy. A o poronieniu nikt nie chce rozmawiać jakby tematy nie było. Marzę tylko o tym żeby szybko czas minął i najbardziej na świecie pragnę znów zobaczyć dwie kreski na teście wiem że to za szybko ale wiem że tylko tak będę umiała sobie z tym poradzić.

  8. Jakbym czytała naszą historię… jest mi przykro. Dla nich to był tylko pęcherzyk – dla mnie Pęcherzyk, mały De* . Z badania wynikało, że rozwój zatrzymał się pod koniec 5 tygodnia (choć lekarz utrzymywał, że do zapłodnienia doszło później). Na początku 7-mego łapałam moje małe jajeczko, żeby nie wpadło tam gdzie nie powinno. Po kilku dniach skurczy i bólu, kiedy wreszcie mogłam wstać z łóżka, pochowaliśmy naszego Małego De* pod lasem. Tego dnia pierwszy raz podniosłam głowę do góry. Cieszę się, tu trafiłam. Jeestściee moją nadzieją

Skomentuj Katarzyna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *