Moja partnerka zaszła w ciążę, kilka miesięcy po tym jak zostaliśmy parą. Poroniła w 7 tygodniu ciąży, w sposób bardzo bolesny, z traumatyczną wizytą w szpitalu, w ogromnym stresie.
Jako jej partner popełniłem wszystkie możliwe błędy po tym zdarzeniu: byłem nieobecny, nie wspierający, nie rozumiałem jej uczuć, nie potrafiłem o tym rozmawiać, chciałem jak najszybciej zapomnieć i wrócić do naszego „miesiąca miodowego”. Odchorowała to depresją, a nasz związek uczuciowy zapadł się i był już dysfunkcyjny do końca relacji.
Ona poczuła się odrzucana i bez wsparcia w tak kluczowym momencie, ja czułem się niekochany i odtrącony cały późniejszy okres.
Przeżyliśmy tak jeszcze 5,5 roku próbując żyć „normalnie”, budując dom, adoptując psa.
Odeszła, gdy zakończyliśmy budowę przyznając, że nie potrafi mnie kochać. Jest mi z tym bardzo trudno.
Nooo właśnie popełniłeś te błędy… czytając Twoja historie widzę wiele podobnych schematów które wystąpiły u nas… ja też zostałam bez wsparcia… moj partner nie przyjechał z zagranicy chociaż bardzo tego potrzebowałam… bardzo chciałam żeby był przy mnie… potrzebowałam żeby mnie przytulił kiedy poddano mnie poronieniu indukcyjnego żeby przymal mnie za rękę kiedy płakałam kiedy nie mogłam się otrząsnąć… ale nie otrzymałam niczego po za rozmowa na wideo… to drugie poronienie i po pierwszym czas po między nami był tragiczny… nie byłam rozumiana ciągle słyszałam…o Boże skończysz czy nie… a ja głośno mówiłam… błagałam go o wsparcie… nie okazal mi go… nie rozmawiał… nie przyjechał… drugie poronienie i indukcja miała miejsce w czwartek… nie przyjechał… dziś jest sobota wyszłam że szpitala a ja nagle.zrozumialam że nie potrzebuje… że nie dał mi nigdy niczego po za obietnicami… to żal i rozczarowanie. Za pierwszym razem walczyłam o nas… teraz chyba już nie chce walczyć… on nie walczył nigdy o mnie…