O tym, jak zostałam mamą trzech Aniołków…

Mam na imię Justyna. Moja historia zaczyna się od wyjazdu za pracą do Niemiec. Nie myślałam, że zajdę w ciążę w tak krótkim czasie – jeszcze w Polsce powiedziano mi, że nie będę mogła mieć dzieci. Zmiana partnera, wielka miłość – to wszystko zmienia – pomyślałam. Początkowo byłam przerażona, płakałam, myślałam, że nie dam rady. Na szczęście szybko zaczęliśmy cieszyć się ciążą.o tym jak zostałam mamą 3 aniołków

Z USG wynikało, że będziemy rodzicami trojaczków 

Ciąża nas zaskoczyła – to fakt. Nie planowaliśmy jej, tym bardziej, że czekała nas nowa praca, musieliśmy też nauczyć się zupełnie nowego języka…Dlatego po pierwszej wizycie u ginekologa byłam roztrzęsiona. Czułam, że to będą bliźnięta. Płakałam, bałam się, że nie dam rady. Tylko mój chłopak zachował zimną krew – nigdy nie zostawił mnie w potrzebie. Był ze mną wszędzie.

2 tygodnie później miałam kolejną wizytę. To był 6 tydzień, a naszym oczom ukazał się trzeci pęcherzyk. Tym razem bardzo się ucieszyliśmy, zaczęliśmy załatwiać mieszkanie. Myśleliśmy, że Niemcy to dobry kraj na utrzymanie takiej ciąży.

W dniu przeprowadzki do nowego mieszkania zaczęłam krwawić

Trafiłam do szpitala, myśląc, że to już koniec. Niestety to był dopiero początek naszego koszmaru. W szpitalu stwierdzono u mnie cysty na jajnikach. Dodam, że jeszcze wtedy posługiwaliśmy się językiem niemieckim na poziomie: „bitte” i „danke”. Nie rozumieliśmy nic, ratował nas tylko angielski. Nie mieliśmy też nikogo, prócz siebie…

Pod koniec 4 miesiąca zaczęłam odczuwać skurcze porodowe….

Trwały 3 dni. Miałam za sobą nieprzespane noce, czułam okropny ból. Lekarze zamiast go uśmierzyć, czekali. W końcu dostałam zastrzyk przeciwbólowy, po którym odeszły mi wody. Młoda niedoświadczona lekarka zrobiła mi USG. Dzieci były na swoim miejscu, całe i zdrowe. Już wtedy usłyszeliśmy, że ciąża nie przetrwa. Załamaliśmy się…

3 dni później w tym samym szpitalu od ginekologa prowadzącego ciążę usłyszałam, że dzieciom nic nie jest, nie mam skurczy i że wody nie odeszły. Z ciążą wszystko w porządku. Niestety okazało się, że ten „profesjonalista” zrobił nam tylko wodę z mózgu, bo za 2 dni okazało się, że u jednego z maluszków jest pusto… Nie miałam już nadziei na to, że będzie dobrze…

Dostałam tabletki na wywołanie porodu…

I z 40-stopniową gorączką trafiłam na porodówkę. Miałam otrzymać znieczulenie w kręgosłup. „Głupi Jaś” nie pomógł, więc trzęsłam się z rozpaczy. Pielęgniarka próbowała trafić we właściwe miejsce. W końcu się udało – urodziłam żywe dzieciaczki, które niestety musiały umrzeć, bym żyła ja…Mój chłopak okazał się silnym facetem, był przy mnie w tych ciężkich chwilach.

Na oddziale byłam 6 tygodni, urodziłam w 16 tygodniu ciąży. Lekarze nie starali się mi pomóc, pielęgniarki olewały… Przy porodzie i czyszczeniu byłam świadoma, słyszałam ich śmiechy. W końcu po miesiącu walki i z wyrwanym sercem wyszłam do domu….

Po wszystkim przyszedł do mnie polski ksiądz – zaproponował pochówek

Bardzo się ucieszyliśmy, że nasze dzieci nie zostaną wyrzucone. Pochowaliśmy naszych chłopców – Mateusza, Marcina i Mikołaja. Towarzyszyliśmy im w ich ostatniej drodze. Nie widziałam ich jednak, nie mogłam…

To była moja pierwsza ciąża. Nie udało się. Mamy jednak 3 Aniołki, które kochamy. Nigdy nie zapomnę tego przeżycia, tej radości, tego, że to wszystko mogło skończyć się inaczej, a skończyło tragedią.


Jeśli chcesz podzielić się swoją historią napisz do nas na adres info@poronilam.pl

Oceń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *