Małe marzenie – wzruszające historie po poronieniu

7 lat,  tyle właśnie lat mam marzenie – by zostać mamą. Z ukochanym mężem staraliśmy się 5 i nagle 20 grudnia dowiaduje się, że będę mamą. Szczęście, łzy radości,  duma i spokój, że się udało, że zrobiliśmy to – jestem w ciąży.

Małe marzenie

Wigilia najpiękniejszy dzień dla naszych rodziców wszyscy płakali. 5 stycznia pierwsza wizyta potwierdzającą ciążę,  jednak lekarz nie mógł określić jaki jest wiek ciąży. Z obliczeń wychodził 10 tydzień a na USG wygląda na 3-4 tydzień – zlecono mi badania.

Lekarz kazał mi przyjść 26 stycznia na wizytę na NFZ, ale po badaniach zorientowałam się że jest coś nie tak. W środę zaczęłam plamić i żaden lekarz nie chciał mnie przyjąć, tylko jeden w szpitalu,  który nadal kazał czekać, ale ja chciałam więcej informacji w piątek.

4 lekarzy mnie pogoniło,  5 okazał się być wspaniałym człowiekiem, który mi wszystko wyjaśnił. Jednak moje serce pękło na milion kawałków, gdy usłyszałam po 52minutach badania przykro mi serduszko nie bije.

I tak 23 stycznia wywołali mi poronienie a ja załamana do dziś nie umiem się pozbierać, bo dziecko, które nosiłam pod sercem jest aniołkiem. Mój strach jest o tyle większy, że boję się, że znów na dziecko przyjdzie mi czekać wiele lat

Autor: Weronika

Niedocenione – historia kobiet po poronieniu

Od dłuższego czasu myślałam o ciąży. Odstawiłam antykoncepcję hormonalną. Myśleliśmy, że starać będziemy się musieli długo. We wrześniu po powrocie z wakacji, po prostu, bez namysłu, zrobiłam test ciążowy, jednak kreski dawały do myślenia, bo nie były zbyt wyraźne. Zrobiłam test Beta hCG – pozytywny. Ciąża ok. 3 tydzień.

Niedocenione - historia kobiet po poronieniu

Mimo, że wiedziałam, że chciałam, czułam strach. Pierwsze odczucie było zaskoczeniem, lękiem. Choć myślałam, że od razu poczuje euforię, tak się nie stało. Minęło kilka tygodni i na reszcie zaczęłam myśleć pozytywnie. Cieszyć się tym, że zostanę młoda mamą. Mój narzeczony od początku bardzo się cieszył, więc zmiana mojego nastawienia, jeszcze bardziej go umocniła w przekonaniu, że teraz będziemy szczęśliwi, damy radę.

Kiedy na USG zobaczyliśmy serduszko, oboje płakaliśmy.

Jutro na USG powinniśmy zobaczyć już nóżki i rączki. Tak się jednak nie stanie. Kilka dni temu, zaczęłam plamić. Po paru godzinach czułam jakbym po prostu dostała miesiączkę. Wizyta w szpitalu. USG, a na ekranie brak naszego serduszka. Czuję się okropnie, dobija mnie myśl, że nie cieszyłam się od pierwszego momentu. Czuję, że mogłam przeżyć ten czas inaczej…

Autor: Julia

RainbowBaby – wzruszające historie po poronieniu

Moja historia zaczęła się około 3 lat temu, gdy postanowiliśmy z mężem postarać się o dziecko.

RainbowBaby - wzruszające historie po poronieniu

Udało się bardzo szybko bo już w 2 cyklu. Wszystko przebiegało książkowo, wszystkie badania idealnie. Byliśmy już przygotowani na przyjście na świat naszej wymarzonej córeczki był już w końcu 40 tydzień. Dzień przed planowanym terminem porodu obudziłam się rano i nie czułam żadnych ruchów. Obudziłam męża i pojechaliśmy prosto do szpitala. Tam usłyszałam na dzień dobry od pielęgniarki, że dziecko pewnie śpi, a ja panikuję. Jednak jak podłączyła mnie pod KTG od razu zrobiła dziwną minę i poszła po kolejną położną. Ona również szukała i nic. Zadzwoniły po lekarza, on po kolejnego, wtedy USG i telefon po ordynatora. Ordynator dopiero powiedział, że przeprasza, ale dziecko nie ma akcji serca.

To co przeżyliśmy później było największym koszmarem

Jednak urodziłam córkę naturalnie i po 3 miesiącach miałam zielone światło, mogliśmy starać się o kolejną ciążę. Niestety nie było to już tak łatwe, pewnie przez stres i obawy. Udało się dopiero po 7 miesiącach. Szczęście było niesamowite, bo dowiedzieliśmy się o tym w rocznicę naszego ślubu. Wizyta potwierdzającą ciążę niestety nie należała do szczęśliwych, bo okazało się że jest przy pęcherzyku krwiak. Dostałam leki i musiałam leżeć. Po tygodniu w łóżku zaczęłam krwawić. Był 10 tydzień – od razu szpital i USG. Usłyszałam, że macica jest już pusta zero śladu po dziecku. Załamałam się chyba na dobre, przestałam wierzyć że zostanę mamą. I odpuściłam temat dziecko nie chciałam dalej płakać, ale jak to zrobić, gdy nagle wszystkie znajome zaczęły zachodzić w ciążę? I stało się! Dwa miesiące po poronieniu zobaczyłam dwie kreski. Ciąża nie była łatwa bo zaczęłam mieć problemy z nerkami, ale udało się! Moja tęczowa córka zaraz skończy 4 miesiące. W końcu jestem szczęśliwą mamą.

Autor: Żaneta

Ogromny ból – historia kobiet po poronieniu

Mam 28 lat. Poznałam w końcu mężczyznę swojego życia. Do szczęścia jakie mnie spotkało brakowało tylko dziecka. Decyzja była szybka. Mega zakochani ludzie marzyli o rodzinie.

historia poronienia

Dwie kreski na teście ciążowym doprowadziły mnie do łez szczęścia

Starania o potomstwo było łatwe i przyjemne. Udało mi się w 2 miesiące zajść w ciążę. Dwie kreski na teście ciążowym doprowadziły mnie do łez szczęścia. Nie idzie tego opisać słowami. Byłam tak szczęśliwa ze test zostawiłam na pamiątkę a wszystkie zdjęcia USG wklejałam do albumu. Piękny czas. Marzyłam, rozmyślałam. Nie wiedziałam, że mnie to spotka. Zaczęłam plamić, ale mój ginekolog twierdził, że to się zdarza.

To był czwartek – usłyszałam bicie serduszka…

W sobotę zaczęłam krwawić. Krwawić tak jakbym dostała okres – koszmar. Na wizycie usłyszałam, że ciąża obumarła. Ja nie wiem, że takie rzeczy się zdarzają. Ciężko było i nadal jest. Dodam, że paskudnie się czuje, bo mój ukochany ma już córkę z poprzedniego związku i to mnie chyba bardzo dobija. Dodatkowo  nie ma dnia, bym sobie nie zadawała pytania: „Dlaczego mnie to spotkało?”, „Co zrobiłam nie tak?”. W szpitalu czekało mnie jeszcze łyżeczkowanie. Ne znam nawet płci. Obwiniam się i cierpię. Nie znam lekarstwa na ten ból…

Auto: Koniczynka

Jestem słaba – wzruszająca historia po poronieniu

Mam kilka koleżanek, które poroniły. Jak bardzo ich nie potrafiłam zrozumieć, wiem dopiero dziś. Nigdy też nie pomyślałam, że to może mnie spotkać. Nigdy.

Jestem słaba.

Staraliśmy się o to dziecko prawie 10 lat. Już dawno zdaliśmy się na los – uda się, to się uda; nie, to trudno, widać nie było nam pisane. Zwłaszcza, że mieliśmy już w domu dwoje, dużych dzieci.

Kiedy spóźnił mi się okres, od razu wiedziałam, że to ciąża, mimo że tyle lat tego pragnęłam i zawsze okazywało się, że niestety nie. Byłam spokojna. Niestety ten spokój trwał tylko chwilę. Od momentu zrobienia testu, nie opuszczało mnie przekonanie, że coś jednak jest nie tak.

Miałam za sobą dwie ciąże, pamiętam jak się czułam, a teraz… Tłumaczyłam sobie, że każda ciąża jest inna, że są kobiety, które mają bardzo mało ciążowych dolegliwości, niektóre prawie wcale. Zaklinanie rzeczywistości.

Pierwsza wyczekana wizyta u lekarza wykazała, że ciąża prawdopodobnie jest młodsza niż myśleliśmy i musimy jeszcze poczekać, żeby zobaczyć zarodek i tak wyczekiwane serduszko. A ja ciągle czułam gdzieś w środku, że coś złego się dzieje… Nie potrafiłam się cieszyć tą ciążą. Ciągle panicznie się bałam.

Po kilku dniach zauważyłam lekko brązowe upławy. Kontakt z lekarzem, luteina, kontrola za dwa dni. Nie zdążyłam nawet zażyć pierwszej dawki – plamienia zmieniły się w krwawienia. Lekarz: nie mam dla pani dobrych wiadomości. Natura potrafi zaskakiwać, musimy czekać.

Żegnałam się już z moim dzieckiem. Kiedy po kolejnych dwóch dniach pojechałam do szpitala, byłam gotowa na zabieg, chciałam, żeby to cierpienie jak najszybciej się skończyło. Na oddziale okazało się, że pęcherzyk nadal jest, trzeba sprawdzić przyrost bety HCG, potem zdecydujemy. Dało mi to jakiś maleńki cień nadziei…Dwa dni czekania.

Ciągle krwawiłam. Bardzo bolały mnie plecy, trochę brzuch. Po dwóch dniach okazało się, że beta spada, a USG pokazało, że poroniłam pęcherzyk sama. Mimo że nie miałam dużych bóli i dużego krwawienia, wiem kiedy. Po łyżeczkowaniu, wypisano mnie do domu.

Szpital… Leżałam na sali z dwoma dziewczynami czekającymi na poród. Przecież to nie ich wina, że cieszyły się, że za kilka dni zobaczą swoje dzieci, że opowiadają sobie o ubrankach, wózkach, łóżeczkach. Czy na ich miejscu byłabym inna? Dziś pewnie tak.

Ostatniego dnia pobytu w szpitalu, przyszła do mnie jedna położna i powiedziała, że dość niefortunnie położono mnie na tej sali. Niefortunnie. Tak…
Personel był miły, owszem, ale nikt tak naprawdę się mną nie interesował. Byłam sama. Roniłam moje dziecko tak bardzo samotna. Chyba to bolało mnie w tym wszystkim najbardziej. Przez pandemię nawet mój mąż nie mógł przy mnie być. Nie miałam komu i jak się wypłakać, więc nie płakałam.

Wróciłam do domu. Natura jest bezwzględna. Organizm dość szybko wraca do formy. A dusza? Mam wrażenie, że już nigdy nic nie będzie takie samo, że już nigdy nic nie będzie dobrze, że nic nie będzie miało tak naprawdę sensu, znaczenia. Dużo płaczę. Ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego skoro udało mi się w końcu zajść w ciążę, skończyło się tak, jak się skończyło?

Zawsze myślałam, że jestem silna. Wszyscy tak o mnie myśleli. Pewnie nadal myślą. A ja nigdy nie byłam tak słaba! Tak wystawiona na każdy cios. Tak bezradna. Coś we mnie umarło. Wiem, że jeszcze długo będę płakać, ale bardzo chcę wierzyć i że dla mnie zaświeci jeszcze kiedyś słońce, że wiosna przyjdzie.

Autor: Sisi