Fioletowy motyl. Właśnie straciłam dziecko.

Symbol fioletowego motyla na łóżku noworodka w szpitalu oznacza, że dane dziecko urodziło się z mnogiej ciąży, z której nie wszystkie dzieci przeżyły. Niemowlę straciło braciszka lub siostrzyczkę, a rodzice – inne dziecko. Symbol znany jest na całym świecie, także w Polsce.

fioletowy motyl

Czytaj dalej

Witam Aniołkowe Mamy

Czytam Wasze historie i współczuję Wam, znam ten ból, kiedy nie można przytulić swojego dziecka, które mam nadzieję, gdzieś istnieje i czeka na spotkanie z rodzicami.

Witam Aniołkowe Mamy

Też mam Synka w niebie. W marcu tego roku straciłam Mojego Skarbka Maciusia w 15 tygodniu ciąży. Wystąpiły problemy z łożyskiem, po jakimś czasie poroniłam. Badania histopatologiczne łożyska nie wykazały konkretnej przyczyny.

Bardzo kocham Mojego Aniołka i tęsknię za Nim.

Nigdy nie zapomnę widoku męża płaczącego nad małą białą trumienką. To nasz drugi synek, pierwszy jest fizycznie z nami, szkoda, że nie będą mogli pobawić się razem. Za niedługo będziemy starać się o kolejne dziecko, mamy nadzieję, że duszyczka Maciusia przyjdzie do nas z powrotem z ciałkiem kolejnego dziecka. Staram się trzymać, Maciuś pewnie nie chciałby mieć smutnej mamy. Wy też trzymajcie się bo macie dla kogo. Maciusiu buziaczki dla Ciebie Kochany Synku, mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy :* :* :*

Autor: mama

Ponoć to tylko przypadek…

Opowiem wam moją historię. Wszystko zaczęło się w 2016 roku, kiedy po 3 miesiącach bez okresu poszłam do ginekologa, wtedy został wykryty u mnie PCOS, a później insulinooporność. Tak dwa lata żyłam z tym, wmawiając sobie, że przez te choroby nigdy nie zajdę w ciążę.

ponoć to tylko przypadek Czytaj dalej

Poronienie

Zaczęło się niewinnie. Nie byłam nie byliśmy przygotowani na to. Zawsze byłam pewna, że nie będę w ciąży. Bałam się tego, a teraz strasznie chciałabym być, ale ponad pół roku nie wychodzi.

W jakim celu wykonuje się badanie MTHFR

Od 16 roku życia cały czas się leczę. Po ciężkim roku, gdzie był szpital za szpitalem, gdy nagle 18-letniej dziewczynie wali się cały świat i po diagnozie – choroba genetyczna – hemodializa nagle wychodząc ze szpitala dostaję kartkę „konsultacja ginekologiczna w sprawie resekcji układu rozrodczego”. Było to dla mnie szokiem! Po tylu licznych operacjach przyszedł moment, że zwątpiłam. Na szczęście trafiłam na waleczną panią doktor ginekolog, która powiedziała, że nie wyrazi na to zgody. Nigdy! Nawet jakby okazało się, że mam nowotwór.

Choroba genetyczna zjada organizm od środka

Gdy po horrorze ze szpitalami i lekarzami i po 3 latach brania hormonów nagle wychodzisz na prostą – widzisz nadzieję. Zapaliło się światełko! 3 miesiące od odstawienia hormonów zobaczyłam 2 kreski na teście. Szczęście, radość, gratulacje!  Niestety szczęście nie trwało wiecznie. 11 tydzień, zwykła wizyta… poronienie zatrzymane…. Ból rozrywający mnie od środka. Szpital i łyżeczkowanie, milion badań. I pustka którą czuję do dziś od zabiegu. Wszyscy po tym mieli mnie za silną, bo przed nikim nie płakałam tylko zawsze w poduszkę. Dostałam nawet kondolencje i zdanie: „To przecież jeszcze nie było dziecko… jesteś młoda za chwilę znów ci się uda”.

Tak jestem młoda i co z tego…

Dziś mija dzień, w którym nasze maleństwo miało być już z nami. Niestety nigdy nie będzie. Minęło pół roku, a ja się coraz bardziej boję, że to było jeden jedyny raz i już nigdy się to nie powtórzy. Po milionie badań diagnoza – zaostrzenie choroby genetycznej i mutacje to doprowadziło do tego. Choć ja cały czas się obwiniam… gdybym nie poszła na zajęcia, gdybym nie kłóciła się z rodziną może nasze maleństwo byłoby dziś z nami. Nie życzę nikomu tego, co przeszłam i dalej przechodzę, bo jak na razie leczenie nie skutkuje, a ja z każdą miesiączką czuję się coraz słabsza. Z każdą miesiączką chcę odpuścić, bo po co…po co miesiąc zdychać, katować się lekami, a stymulacje progesteronem i sterydem nie przynoszą żadnych efektów.

Lekarze prowadzący do dziś są zdania, że z tak fatalnym stanem zdrowia cud, że wtedy się udało. Choć słyszałam od nich co wizytę, że dla własnego dobra niech Pani w ciążę nie zachodzi lepiej, bo stan zdrowia bardziej się Pani posypie. Chcę zajść w ciążę. Staramy się, ale nie wychodzi, a ja coraz bardziej się boję. Boję się o to, że jak się uda ja sobie nie dam rady, bo wiąże się to z mocnym bólem, jak i tym, że nie wiem w jakim fatalnym stanie po porodzie będę. A po licznych operacjach ja naprawdę nie radzę sobie z tym.

Z drugiej strony boję się, że się to powtórzy czego bym nie przeżyła już drugi raz. W tym miesiącu usłyszałam od rodziny „Po co się leczysz? Po co Ci to?”.  Z miesiąca na miesiąc jestem coraz bardziej skołowana. A na kobiety w ciąży z dziećmi patrzeć nie umiem. Myślałam, że poronienie nigdy mnie nie będzie dotyczyło, że jestem poza tym. Teraz wiem co czuła moja kuzynka. Pierwsze dziecko urodziła zdrowe, drugie poroniła, a po 2 miesiącach od poronienia zaszła w trzecią ciążę i urodziła zdrowe dziecko. Nie daje sobie rady, a wszyscy twierdzą z rodziny, że panikuję, że wymyślam. Ta pustka będzie ze mną zawsze. Nawet jak się uda, to będę bać się ruszyć z domu. To jest straszne.

Trzymajcie za mnie kciuki, bo ja obecnie na tym leczeniu już nie daje rady i już nie widzę w tym sensu.

Autor: Pattusia

Poroniłam – myślałam, że mnie nigdy to nie spotka…

Witam. Nie potrafię sobie poradzić w obecnej sytuacji… moja historia kończy się jak wszystkie inne na tej stronie. Nie mam siły żyć, każdego dnia wstaję, bo muszę udawać przed mężem i synem, że staram się funkcjonować normalnie… Otaczająca mnie sytuacja zabija mnie od środka, nie potrafię się z tym wszystkim odnaleźć. Ale może zacznijmy od początku…

myślałam, że mnie nigdy to nie spotka Czytaj dalej