Strach, ból, człowiek robot – historia o stracie

Zaczęłam staranie się o dziecko w późnym wieku.  Mój poprzedni partner nie chciał dzieci. Pana A spotkałam 4 lata temu. W maju 2022 spełniło się nasze marzenie. Wyszedł test pozytywny.

Strach, ból, człowiek robot

Jeździliśmy razem do lekarza, płakaliśmy ze szczęścia jak usłyszeliśmy tętno. Cieszyłam się nawet z mdłości. Wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać nasze życie w 3. Patrzyłam na Pana A . I widziałam w nim Tate jakiego ja bym chciała mieć.

Zapomniałam dostarczyć badania na toksoplazmozę. Pojechałam sama z wynikiem.  Tego dnia usłyszałam przykro mi ale …

Nie pamiętam jak dojechałam do domu. Pamiętam jak okrutnie się czułam.  Pustka, żal, jak okropnie płakaliśmy. Potem szpital. Ze szpitala niby wyszłam ja, ale nie ja. Coś mi odebrano podczas zabiegu.

Nigdy nie zapomniałam … Zrobiłam tatuaż, żeby mieć cząstkę tego co mi los odebrał przy sobie … łzy pod prysznicem … nikt nie rozumiał.

Grudzień 2022 . Długo nie chciałam się kochać z panem  A . Czekał . Nie naciskał . Starał się zrozumieć . Aż dałam się uwieść, bo widziałam jak mój ból po stracie niszczy nasz związek.

31.12 znalazłam 10 zł na ulicy kupiłam test – wyszedł pozytywny. Zamiast się cieszyć płacz, że nie jestem gotowa, żeby znowu to przechodzić. Rozmowy, że to cud i jest to piękne zakończenie fatalnego roku .

Specjalnie pojechaliśmy w Nasze miejsce, żeby cieszyć się z tego, ale żadne z nas nie potrafiło, bo czuło strach. Codziennie byłam z psem wieczorem pod kościołem, błagać żeby się udało.

Bóg mnie nie słyszał. 02.02.23 zabieg.  W środku mnie nie ma,  jakby ciało nosiło popiół. Codziennie zakładam maskę. Nie poruszam z nikim tematu, ból nie do zniesienia. I tak nikt nie zrozumie. Psychoterapia, na której te drzwi do bólu zamknięte – człowiek robot.

Nikt nie domyśla się co czuje, przecież się uśmiecham… maska ciąży. Obwiniam się, że nie potrafiłam się z Ciebie cieszyć. Czekałam na Ciebie, na Was oboje. Jak na nikogo innego.

Najbardziej boli, że kogoś kocha się nad życie i nie możesz mu tego powiedzieć ani pokazać. Spotkamy się tam na górze . Wtedy Mama opowie Wam jak na Was czekała i jak bardzo Was kocha ❤️❤️❤️❤️

Autor: Doti

11 lat starań, mąż ma raka, poronienie – moja historia

11 lat starań, nigdy w życiu nie zobaczyłam dwóch kresek na teście. Mąż ma dzieci, ja nie. Mam 40 lat.

moja historia

Niespodziewane dwie grube kreski – potwierdzone beta rosnąca.
U męża wykryto raka, operacja jedna po drugiej, szukanie kolejnego guza. Mąż w szpitalu. Dzisiaj operacja.

Na usg nie mogą znaleźć zarodka a beta rośnie, od wczoraj krwawienie. Hemoglobina masakrycznie niska, Beta rośnie, zwijam die z bólu, w piątek kolejne badania.

Najgorsze jest to, że myślałam, że ta ciąża to znak, że moje życie się jeszcze nie kończy, jednak to gwóźdź.

Autor: Her

Utrata w 9tc – moja historia

Jestem mamą 12 letniego syna i od niedawna mamą niebiańskiego Aniołka. Byłam prawie w 10 tygodniu ciąży, gdy przy okazji rutynowej kontroli okazało się, że serduszko naszego Maleństwa przestało bić… To wszystko wydarzyło się 19.12,wiec chwilę temu.

moja historia

Od razu skierowano mnie na oddział. Na drugi dzień rano podano mi dwie tabletki misoprostolu i to było bardzo trudne dla mnie psychicznie, ale łatwiejsze gdy przypominałam sobie, że moje Dzieciątko przecież i tak już nie żyje…

Potem krwawienie… I to okrutne czekanie na zabieg… Przeprowadzono mi go tego samego dnia wieczorem na bloku operacyjnym, gdyż jestem osobą z niepełnosprawnością. Od urodzenia poruszam się na wózku inwalidzkim.

Zabieg odbył się „bez komplikacji” I około godziny po nim musieliśmy podjąć czy zabieramy „TO” ze sobą czy zostawiamy w szpitalu. Zostawiliśmy. Szczątki naszego maluszka zostały przekazane do zakładu histopatologii, następnie za kilka miesięcy zostaną złożone razem że szczątkami innych Aniołków do zbiorowej mogiły Dzieci Utraconych…

Tamtego dnia w pewnym sensie umarłam… Nie umiem żyć jak dawniej, moje myśli skupiają się tylko i wyłącznie wokół tego by dopilnować by moje Maleństwo spoczęło bezpiecznie, by zrobić wszystko by zachować Jego pamięć i godność…

Wciąż również kłębią się myśli, że zawiodłam, co zrobiłam nie tak itd… Pojawiły się również myśli, że żałuję że nie zabraliśmy dzieciątka ze szpitala, ale to była najlepsza decyzja na tamten moment.

Najbardziej boli żal, że nigdy nie dowiemy się czy to był chłopiec czy dziewczynka… Choć ja czuje, ze to była moja maleńka Zosia… Wykonaliśmy badania genetyczne określające płeć i moja intuicja mnie nie zawiodła… To była Zosia.

Autor: Anna

Słoneczko nasze zgasło – moja historia

Wielka radość 28.12. Jestem w ciąży, udało się za 3 cyklem. Chcieliśmy z mężem rodzeństwo dla synusia. Różnica w sam raz ponad 2 latka.

moja historia

Pierwsze wizyta 9.01 wszystko ok. Założona karta ciąży, od razu na L4 – złe samopoczucie. Kolejna wizyta za 3 tygodnie..
9+1 Już przy mierzeniu ciśnienia czuję niepokój.
Wizyta u doktora: normalna rozmowa, analiza wyników, ustalenie badań prenatalnych i wiele innych pytań. Na koniec badanie, lekarz bada, szuka, coś nie tak.

Mówi, że nie widzi czynności serca, ale mam iść do toalety opróżnić pęcherz.
Wracam, znowu badanie. Potwierdzona diagnoza, skierowanie do szpitala
Zatrzymanie rozwoju 8+4.

Dzwonię do męża. Potem mamy z wielkim płaczem.
Kolejnego dnia szpital. Jak wszystko będzie dobrze wyjdę kolejnego dnia – tak się nie dzieje.
Dwa dni podawania leku na poronienie, trzeciego dnia już decyzja – zabieg.

Zabieg był trudny trwał około 20 minut. Zapobiegawczo antybiotyk, obserwacja i kolejnego dnia do domu. W szpitalu czułam się nie wzruszona, nie zdawałam sobie sprawy co mnie spotkało – nie byłam jedyną pacjentką z poronieniem i chyba to powodowało taka znieczulicę.

Powrót do domu, do mojego synusia, bo to wtedy miałam tylko w głowie, że tyle czasu beze mnie. Ale wtedy do mnie dotarło co się stało, moje słoneczko odeszło, nasze słoneczko.

Najgorszy jest teraz powrót do pracy do rzeczywistości, patrzenie innych ludzi z litością dobija mnie jeszcze bardziej.

Autor: Justyna

 

Ciąża obumarła – moja historia o poronieniu

Pierwsza wizyta była najszybciej jak się dało. Wszystko było w porządku, serduszko biło wolno, ale biło i to podobno było normalne szczególnie w 6 tyg. 3 tygodnie później miałam mieć kolejna wizytę, na która się wstawiłam. Lekarz ginekolog zrobił badania – cytologie oraz zlecił wszystkie lekarstwa i dał zalecenia, po czym przeszliśmy zrobić USG. Wpatrywał się w monitor , szukał i już wtedy było wiadome że coś jest nie tak ale nikt nie spodziewał się tego co miało nastąpić dalej.

moja historia

Po zakończeniu USG powiedział że nie ma dobrych wieści, bo nie słychać, ani nie widać bicia serduszka, że maluszek rósł do 8 tyg.  a potem się zatrzymał.

Skierowanie do szpitala by jeszcze raz to sprawdzili i tam się udałam. Przyjęli mnie na następny dzień na czczo i cała procedura się zaczęła. Wywiady, badania.

Na kolejnym USG potwierdziło się, że serduszko nie bije i zaczęło się wywoływanie poronienia, ponieważ moje ciało w żaden sposób nie reagowało na martwy zarodek.

Zaczęli od tabletki że względu na młody wiek, bo mam skończone 16 lat, tabletka nie zadziałała jak miała i nie oczyściła mnie w pełni i trzeba było podjąć się usunięcia mechanicznego, co lekarze uczynili.

Uśpili mnie a następnie podjęli się zabiegu. Na ten moment jest wszystko w porządku pod względem fizycznym oprócz dokuczającego bólu. A psychika? Psychika jest bardzo popsuta może i maluch nie był planowany ale była radość z niego i po prostu z dnia na dzień odszedł z tego świata.

Autor: Nicola