Opowiem Wam moją historię…

W maju 2020 roku dowiedziałam się ze po 6 miesiącach starań udało mi się zajść w ciążę, naszą wymarzoną ciążę. Postanowiłam zrobić narzeczonemu niespodziankę. Wyjechaliśmy na krótki majowy urlop, fajnie się złożyło bo narzeczony miał urodziny, postanowiłam zrobić mu prezent.

Opowiem Wam moją historię...

Dzień przed wyjazdem byłam u ginekologa aby potwierdzić ciążę, dostałam zdjęcie naszej fasolki. Byłam taka szczęśliwa. Wiedziałam jaki prezent chcę podarować narzeczonemu. Gdy już byliśmy na domku, usiedliśmy wieczorem na tarasie ja z kubkiem herbaty a narzeczony ze szklaneczką whisky. Nie wytrzymałam i podarowałam prezent mojemu narzeczonemu dzień przed jego urodzinami.

Dałam mu pudełeczko (w którym był pozytywny test ciążowy) i powiedziałam: Życzę Ci abyś kochał nas końca świata.! Wziął, otworzył pudełeczko… A po chwili dostał ode mnie zdjęcie naszej fasolki, nie zapomnę nigdy jak bardzo się ucieszył, jak jego oczy zeszkliły się łzami szczęścia, jak mocno mnie przytulił. Z ta wspaniałą wiadomością, radością spędziliśmy we dwoje kilka dni. Tak mijały tygodnie, miesiące, szczęśliwe miesiące to była nasza wymarzona ciąża, wymarzona córeczka.

30 września pojechaliśmy jak co 3 tygodnie na kontrolę. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Położyłam się do badania usg. Po chwili bardzo się zaniepokoiłam i ogarnął mnie strach, lęk, po czym lekarz mówi : Mam dla was złą wiadomość, nie widzę serduszka. Ziemia nam się zapadła, serce mi pękło, czułam jak pęka, pamiętam tylko mój krzyk , płacz, narzeczony cały czas mnie przytulał. To był nasz 25 tydzień ciąży, nasze najwspanialsze 25 tygodni. Córeczce przestało bić serduszko.

Dostałam skierowanie do szpitala. 1 października rano udaliśmy się z narzeczonym do szpitala, wiedziałam że muszę naszą córeczkę urodzić. Bardzo się bałam i najgorsze że narzeczony nie mógł być ze mną. Gdy już byłam na sali, byłam sama, położna była moim aniołem, cały czas była przy mnie, zaglądała, powiedziała mi jak to będzie wszystko wyglądać, wybrałyśmy ubranka dla naszej Weronisi, dostałam ulotkę z poroniłam.pl dzięki również wam wiedziałam co dalej mam robić. Bardzo się bałam, bardzo.

Narzeczonemu udało się zaparkować samochodem pod moim oknem szpitalnym, był cały czas w nim, cały czas byliśmy na kamerce. Dostałam tabletki na poronienie, od około godziny 18 zaczęły się skurcze, były bardzo bolesne, momentami myślałam że i ja umieram. Mimo że narzeczonego nie było przy mnie to wiedziałam że jest za oknem, był cały czas, cały poród na kamerze. Wiedziałam że jest, miałam w nim tak duże oparcie, wiem ze bez niego nie dałabym rady.

O 23.20 urodziłam nasza Weronisie. Była taka piękna, tak bardzo podobna do taty, miała jego rączki, jego stopki i tak długie nóżki, nasze kochane 380 gram. Miałam ją na rączkach, nasze malutkie szczęście. Była taka piękna, taka malutka. Pożegnałam ją, powiedziałam że mama i tata bardzo ją kochamy, powiedziałam do zobaczenia za jakiś czas córeczko. Gdy ja urodziłam poczułam szczęście, mimo ze wiedziałam że za chwilkę muszę się z nią pożegnać.

Byłam pod narkozą, bo miałam łyżeczkowanie. Obudziłam się około północy i od razu zadzwoniłam do narzeczonego, on cały czas był w aucie. Powiedziałam mu że nasza malutka była taka podobna do niego, że była piękna. Po krótkiej rozmowie z narzeczonym pożegnałam się z nim i zasnęłam.

Na drugi dzień wyszłam ze szpitala. Z narzeczonym wróciliśmy do domu, gdzie było pusto, cicho. Nie tak miało być! Nie tak ! 7 października pochowaliśmy nasza córeczkę, pożegnaliśmy ja z rodziną. Od tamtego dnia jesteśmy wraz z narzeczonym u Weronisi codziennie, rozmawiamy z nią, modlimy się. Cały czas jest przy nas.

11 grudnia zrobiliśmy sobie tatuaż małych stópek na przedramieniu. Zawsze jest z nami. Jest ciężko, nie ma dnia żebyśmy o niej nie rozmawiali, nie myśleli. Wiem że z nieba nasz Aniołek patrzy na nas. Staram się być silna, nie płakać ale tak mi źle tak mi ciężko, bo 11 stycznia powinna przyjść na świat, powinna być z nami … A stało się inaczej ….

Dziękuje że choć trochę mogłam wam opowiedzieć nasze życie.

Autor: Roksana

5/5 - (1 głosów / głosy)

1 thoughts on “Opowiem Wam moją historię…

  1. Kocham Cię! Tak strasznie mi przykro. Czytam i placze, przypominam sobie jak się dowiedziałam, moje serce też pękło, tak bardzo mi smutno. I też codziennie o niej mysle, o naszym malutkim Aniołku i o Tobie siostrzyczko. Kocham Cię, bardzo Cię Kocham!!!

Skomentuj Marlena Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *