Od kilku lat borykam się z niepłodnością, przyjmowałam leki. Kiedy hormony się wyregulowały ginekolog powiedziała mi, że jeśli zajdę w ciąże to znaczy, że organizm jest na to gotowy. Tak bardzo czekałam aż pojawią się dwie kreski, że za każdym razem gdy spóźniała mi się miesiączka robiłam test i za każdym razem rozczarowanie bolało tak samo.

Pewnego dnia kiedy zauważyłam, że miesiączka spóźnia się pare dni kupiłam dwa testy. Późnym wieczorem jak wróciłam z zakupów zrobiłam jeden z nich i bez wielkich emocji udałam się do kuchni, żeby rozpakowywać zakupy – nie liczyłam, że tym razem pojawią się upragnione dwie kreski.
Kiedy poszłam do toalety i zobaczyłam pozytywny wynik, wtedy radości nie było końca, od razu zadzwoniłam do męża z dobrymi wiadomościami. Pokochałam moją fasolkę od pierwszych dwóch kresek.
Na drugi dzień od razu zadzwoniłam umówić się do lekarza na wizytę, musiałam czekać dwa tygodnie, jednak cierpliwość popłaca. Pierwsza wizyta wszystko było w porządku. Mój maleńki cud się rozwijał a moja miłość rosła w siłę.
Przyszły pierwsze nudności i objawy ciążowe.
Czas kolejnej wizyty, siedziałam przed gabinetem i miałam złe przeczucia.
Już jak lekarz robił USG widziałam, że coś jest nie tak.
W 10 tygodniu ciąży serduszko mojej fasolki przestało bić. Od razu miałam wykonać beta hcg. Po otrzymaniu wyniku – decyzja lekarza mogła być tylko jedna – skierowanie na oddział w celu indukcji poronienia. W tej chwili moje całe szczęście prysło jak bańka mydlana.
W szpitalu otrzymałam tabletki. Moja kruszynka wypadła ze mnie, a ja nie mogłam nic zrobić. Ból i pustka są nie do opisania. Czułam się bezradna, zraniona i brudna. Tak bardzo pragnęłam wyjść już do domu.
Niestety farmakologia nie przyniosła zadawalającego rezultatu, potrzebny był zabieg łyżeczkowania. Kolejne nerwy, stres, ból i upokorzenie.
Najgorsze jest to, że tak długo starałam się o moje maleństwo a wystarczyły dwa dni i straciłam wszystko, straciłam cząstkę siebie.
Moje serce rozbiło się na milion drobnych kawałków.
Dla wszystkich mam aniołków życzę wszystkiego, wszystkiego dobrego.
Autor: Mari