Gdy kolejny raz wierzysz, że się uda a ON ci pokazuje kto rozdaje karty…

Mam konflikt. Ogromny konflikt, który narastał. Teraz nie odpuszczę…
Zawsze byłam osobą wierzącą, tak zostałam wychowana, pragnęłam wpoić to moim dzieciom i przekazać im cenne wartości. Teraz to runęło, w wieku 39 lat mój świat zawalił się ponownie. Tyle razy zostałam wystawiona na ciężkie próby – dźwigałam. Ale nie tym razem. Każdy upadek czyni mnie słabszą, bezsilną, dodaje lat, odbiera radość z codziennych chwil.

Historia kobiet po poronieniu
Jest rok 2007. Po 2 latach małżeństwa oczekujemy z mężem upragnionego dziecka.
Rodzi się syn i ta diagnoza (Zespół Downa). Chwilowa radość z narodzin przeradza się w rozpacz, żal, masę pretensji, zapytań. W dal odchodzi kariera, radość, która nas przepełniała. Naszą codziennością stają się wizyty w szpitalach, operacja serca, kontrole, rehabilitacja…

Maj 2008 – jestem w ciąży

Wciąż niepogodzeni z chorobą syna, drżymy o nienarodzone maleństwo. Jesteśmy zdeterminowani i pewni. Amniopunkcja! Musimy mieć pewność, że dziecko jest zdrowe. Drugi raz tego nie udźwigniemy. Stawiamy się w umówionym czasie, podpisuję papiery iż mam świadomość, że zabieg inwazyjny wiąże się z minimalnym (a jednak) ryzykiem powikłań. TAK jestem pewna – podpisuję.
Wracamy do domu, wychodzę z auta……. Wody płodowe odeszły. 16 tydzień ciąży.
W biegu wracamy do szpitala. Ryzyko przedwczesnego porodu, poronienia. Leżeć.

Tak mi mijają naprzemiennie dni, tygodnie w szpitalu, w domu

30 tydzień ciąży – ze skurczami, krwawieniem wpadam do szpitala. Już nic nie da się zrobić. Zaczął się poród. Zamieszanie potworne. Masa ludzi przy mnie, jedni badają, drudzy przebierają do zabiegu cc, w tym wszystkim zwijam się z bólu. Budzę się na sali. Moja córeczka żyje, leży w inkubatorze.
W nocy mnie budzą, muszę podpisać jakieś papiery, gdyż moje maleństwo ma zaburzenia w oddychaniu, muszą ją transportować do innego szpitala…
Tam spędza 2 miesiące, w końcu jest z nami!

Mam 27 lat i mówię KONIEC. Dość przeżyć! Więcej bym tego nie zniosła

Mijają lata. Kończę 30 potem 35 lat i tak czuję, że chciałabym mieć kolejne dziecko.
Ale jakoś bez specjalnego ciśnienia, tak na spokojnie o tym myślę.
Jednak gdzieś w tyle głowy wraca na nowo lęk. Odpuszczam.

Mam 37 lat i znów to pragnienie. Tym razem silniejsze, dojrzalsze, przemyślane.
Tak spróbujmy! Limit nieszczęść naszej rodziny wyczerpany – myślę.
Maj 2018 jestem w ciąży!!! Potworna radość. Wizyta w gabinecie za wcześnie 4-5 tydzień, mała kropeczka, ale jeszcze bez akcji serca. Lekarz umawia mi kolejne wizyty ustalając jednocześnie termin badań prenatalnych.
Nie doczekałam. Dla mnie 8 tydzień, pojawia się krwawienie, bóle brzucha, z krwotokiem wpadam na izbę przyjęć.

Badają, USG płód 5/6 tydzień… Poronienie

Procedura postępowań z moim dzieckiem, przerosła mnie. Nic w tej traumie nie zrozumiałam co do mnie mówili. Pojemnik, jaki przynieśli w złości i braku poszanowania przez nich mojej tragedii wrzuciłam do szafki. Dostałam tabletki, które miały mi pomóc. Po nich kolejne skurcze, mocniejsze, gonitwa do toalety i to potworne uczucie jakby pozbywania się własnego dziecka.

Wracam do domu, pusta, samotna, załamana. Nie ogarniam. Nie potrafię zrozumieć. Dlaczego? Gdzieś sobie tłumaczę, że może nie zasługuję na dzieci, zawiniłam w życiu i teraz nie jest mi dane. Mimo pretensji staram się myśleć racjonalnie, dojrzale. Wciąż wierzę, chodzę do Kościoła. Modlimy się z dziećmi.

Marzec 2020 udaje się od pierwszych chwil

Jestem w ciąży! Nareszcie! Tym razem na pewno będzie inaczej. Mocno w to wierzę. Nie ma innej opcji. Czuję jak staję się silna. Ta ciążą mnie tak buduje, daje mi radość, pewność, gwarancję że mogę wiele.

Umawiam się na wizytę jednak na spokojnie na 8 tydzień, by nie za wcześnie jak uprzednio. Jednak im bliżej wizyty czuję niepokój. Zaczyna słabnąć moja siła. Nadchodzi dzień wizyty pełna obaw czekam w poczekalni. W końcu kładę się by lekarz zrobił USG. JEST! Mamy to! 8 tydzień, akcja serca, dziecko się rusza. Pstryk i pierwsze zdjęcie chowam do karty ciąży. Dumna jak paw, szczęśliwa jak mała dziewczynka biegnę do męża.

Nie posiadamy się z radości

Pełnia szczęścia ogarnia mnie całą. Mimo nie najlepszego samopoczucia co dzień chcę góry przenosić. Wszystko chce mi się robić. Energia mnie rozpala do działania. Zbliża się termin testu Pappa z krwi, a po nim po 2 tygodniach badanie prenatalne.
Dziwne uczucie, ale nagły spadek radości, potworny niepokój powoduje, że biegam do toalety po 4-5 razy na godzinę sprawdzając, czy aby nie krwawię.
No nie… zaczyna mi siadać psychika. Wszystkie poprzednie przejścia wróciły ze zdwojoną siłą. Staję się nerwowa, apatyczna, nie panuję nad sobą. Usiłuję sobie samej tłumaczyć, że na pewno wszystko ok, a to wynik jedynie zaistniałych przeżyć i mojej chorej wyobraźni. Testy za mną.

Zostało oczekiwanie na badanie prenatalne, długie 2 tygodnie

Zauważyłam śluz, dziwny śluz. nie taki jak wtedy z krwią, ale też nie taki czysty. Ma jakiś delikatny kolor, jednak trudny do opisania. Mam stan przedzawałowy. Ciśnienie skacze, czuję, że zemdleje. Uspokajam się. Będzie dobrze. Internet przekopany w szukaniu pomocy. Za 2 dni i potem za 3 sytuacja się powtarza. Nic tłumaczę sobie, nie masz wpływu poczekaj na wizytę.
20 maja 2020 termin badań prenatalnych. Wchodzę do gabinetu i zaczynam od razu. Panie doktorze nie czuję tej ciąży. Coś jest nie tak. Nie czuję się jak w poprzednich. Od razu zaczyna od USG. Cała drżę, czuję że zaraz zejdę.

Słyszę:”Coś masz z tym przeczuciem. Nie mam dobrych wieści, serce nie bije od ok. 2 tygodni…..”.

Wtedy pojawił się pierwszy raz ten dziwny śluz. Czuję, że gram w jakimś filmie, że śnię, zaraz mnie ktoś obudzi. Usłyszę że wszystko ok.
Słyszę: „Przyjedź do szpitala, najlepiej jutro bo psychicznie tego nie zniesiesz.”
Patrzę ze wzrokiem pełnym pytań, dlaczego ja, dlaczego znowu, co takiego zrobiłam??? Nie słyszę odpowiedzi…

Idę do męża – czeka na parkingu, płaczemy oboje. Nie dowierzamy.
Noc nieprzespana. W domu pytania dlaczego mamusiu znowu musisz jechać do szpitala. Zdawkowo odpowiadam, ale córka drąży. Widzę łzy w jej oczach, tak jakby wiedziała. Tamtym razem jej powiedziałam, płakała. Teraz nie chciałam jej sprawiać ponownie bólu.

Jestem w szpitalu. Tym razem decyduję się sama na zabieg

Zbyt dokładnie pamiętam co się działo ostatnim razem. Teraz nie chce nic czuć, widzieć. Procedura papierkowa jednak mnie nie mija, przeżywam na nowo, czuję się wstrętną, beznadziejną matką.
Idę na zabieg, wchodzę do sali (5 kobiet i obcy lekarz siedzący na łóżku).
Wszyscy skupieni na mnie, chyba zemdleję. Wewnętrzny ból, świadomość niemocy, bezradność. Pytam gdzie mój lekarz. Widzą, że kiepsko wyglądam, więc dzwonią po mojego dr. Przychodzi i chwyta mnie za rękę. Łzy spływają po policzkach.
Budzę się na sali. Już po wszystkim. Nic nie ma. Zostałam sama z tą niewyobrażalną pustką w środku.

Dziś Dzień Dziecka

Miałam w planie w ten dzień poinformować starsze dzieci, że będą mieć rodzeństwo. Nie ma o czym mówić. Nie będą. Nie teraz, nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek.
Piszę ten post bo wiem, że my kobiety w takich chwilach szukamy wsparcia.
Partnerzy inaczej postrzegają ten ból. Jest on krótszy, szybciej się z nim potrafią pogodzić. My od samego poczęcia czujemy to dziecko, każde złe samopoczucie, ból piersi nie dający spać, gonitwy do toalety, uświadamiają nam ten wspaniały czas, czas oczekiwania na nasze maleństwo. Mężczyźni tego nigdy nie poczują stad ich odczucia są odmienne od naszych.

Nie radzę sobie. Stale płaczę, myślę, pytam dlaczego

Nie potrafię skupić myśli na tym co mam tylko żyję tym co miałam mieć. Ta potworna sytuacja odbija się na wszystkich domownikach. Chcę się cieszyć codziennością, mam w domu 2 dzieci, ale 2 pochowałam też w moim sercu i to powoduje tą rozpacz.

Mam konflikt z NIM !
Pytam się : Gdziekolwiek jesteś? Jeśliś jest ? !!!

Autor: Monique

Oceń

3 thoughts on “Gdy kolejny raz wierzysz, że się uda a ON ci pokazuje kto rozdaje karty…

  1. Witaj.
    Wiem, że nie pomogę, nie zmniejszę Twojego bólu ale chociaż spróbuję.
    Ciesz się tym co masz. Ciesz się że masz chociaż tą dwójkę maluchów a w tym jedno zdrowe dziecko. Są kobiety, którym nie dane jest być matką.
    Od pięciu lat staramy się z mężem o potomstwo ale nic z tego nie wychodzi. Jestem po czterech poronieniach w tym jednym zabiegu. Nawet już nie wiem czy chcę dalej próbować. Ta radość gdy widzę dwie kreski potwierdzone później przez usg a następnie ten ogromny smutek i żal gdy już wiem że jest po wszystkim. Przerasta mnie to. Dodatkowo dochodzą inne problemy jak to w życiu. Jest jedna wielka masakra.
    Na co dzień funkcjonuję ale są momenty gdy zwijam się w kłębek i płaczę jak np w tym momencie gdy czytam Twoją historię. Inną niż moja a zarazem tak bardzo podobną.
    Jest tak jak mówisz, mężczyźni inaczej to przechodzą. Nie wiem czy im zazdrościć że spokojniej to przeżywają czy współczuć że trzymają wszystko w sobie.
    Ciesz się ze swoich dzieci. Fakt, sama chyba wolałabym nie mieć dzieci w ogóle niż z większą niepełnosprawnością – uważam że jestem na to za słaba i podziwiam rodziców takich dzieci. Składam Ci hołd. Jednak masz jeszcze drugie, zakładam że zdrową córeczkę.

    • Cześć.
      Rozumiem doskonale co masz na myśli. Pełni świadoma jestem, że moja historia może dać wydźwięk egoistyczny w obliczu kobiet, które mimo usilnych starań matkami nie są.
      Współczuję im bardzo i pewnie nie mam do końca pojęcia przez co przechodzą bo ja mam dwójkę dzieci.
      Tak córka jest zdrową, bardzo mądra, ułożoną 12 latką.
      Syn rok starszy. Jego narodziny zrobiły w naszym życiu potworną rewolucję.
      Zawsze mówię : gdybym dziś była w ciąży i lekarz mnie poinformował, że dziecko jest chore- usunęłabym. Myśmy nie mieli wówczas pojęcia. Teraz nie wyobrażam sobie by go nie było, by mu się cokolwiek stało. Za długo walczyliśmy o niego mimo potwornej diagnozy.
      Fakt ZD wiąże się z niepełnosprawnością intelektualną i masą innych schorzeń. Mój syn myślę że w dużej mierze dzięki rodzeństwu i małej różnicy wieku jest mądrym, grzecznym, niebywale absorbującym 13 latkiem.
      To dziecko, które zaczyna dzień od przytulenia i powiedzenia słów Kocham Cię, które powtarza wielokrotnie w ciągu dnia oraz tymi słowami dzień kończy. To dziecko , które wychodząc rano do szkoły wie że np. gorzej się czuje, zaraz po powrocie pyta czy mi lepiej podczas gdy reszta domowników zapomniała o tym że mi cokolwiek było.
      Dużo mogłabym pisać o tej bezwarunkowej miłości.
      Tak jak w poście opisałam, każda z tych ciąż, była okupiona masą wylanych łez, żalu, lęku i niepewności.
      Głęboko wierzyłam, że obecna ciąża będzie takim ukojeniem za to wszystko co nas do tej pory spotkało. Nie udało się.
      Nie mniej jednak cieszę się bardzo, że w ogóle dane było mi zostać matką.
      Wiem , że z czasem ból się zmniejszy.
      Jednak w naszych glowach zawsze będą pojawiać się daty, w których nasze ❤️ pękło, zawsze będziemy się zastanawiać jakie to dziecko by było, jaki miało temperament, po kim kolor oczu, włosów…
      To ból, który może zrozumieć tylko kobieta która przeszła przez coś podobnego.
      Jestem przed badaniami genetycznymi z mężem- tak nam zalecił lekarz. Bardzo chciałbym jeszcze spróbować.
      Ale właśnie drżę tak jak piszesz. Najpierw są upragnione 2 kreski, potem USG potwierdzające i następnie rośnie strach czy sytuacja się powtórzy, czy wreszcie się uda.
      Myślę, że ta obawa po tych przejściach już nigdy nas nie opuści.
      A ja tak bardzo pragnę raz jeszcze zostać mamą .

  2. Za mną 2 poronienia. Narazie nie mam odwagi na kolejną próbę, za bardzo się boję. Podobnie jak Ty miałam dużo pytań, dlaczego akurat mnie to spotkało?! Czułam ogromną niesprawiedliwość. Dopiero odmówienie Nowenny Pompejańskiej przyniosło mi upragniony spokój serca. Złagodziło cierpienie. Pozdrawiam Cię serdecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *