O stracie, która wyrwała mi serce…

Hej. Mam na imię Justyna. Moja historia zaczyna się od wyjazdu za granicę do pracy. A właściwie trochę wcześniej, kiedy lekarze w Polsce stwierdzili, że nie mogę mieć dzieci… Tymczasem po niecałym miesiącu w Niemczech okazało się, że… Tak! Byłam w ciąży. Może to zmiana partnera i naprawdę wielka miłość? O stracie, która wyrwała mi serce

Na początku byłam roztrzęsiona

Płakałam, bałam się, miałam różne czarne myśli. Co z pracą, co z językiem? Przecież byliśmy w obcym kraju, dopiero kilka tygodni poza Polską! Teraz żałuję, że wtedy nazwałam ciążę nieplanowaną i że chociaż przez chwilę myślałam w ten sposób.
Czułam, że to bliźnięta i po pierwszej wizycie u lekarza to się potwierdziło. Nadal byłam trochę zdenerwowana, ale mój ukochany ciągle był przy mnie. Mówił, że na pewno damy radę i zaczęłam w to wierzyć.

Następna wizyta… i zaskoczenie

W czasie USG okazało się, że widać trzeci pęcherzyk. Biły 3 serduszka, a my byliśmy przeszczęśliwi! Strach i stres zniknęły, chcieliśmy rozpocząć nowe życie. Podjęliśmy decyzję, że zostajemy za granicą. W końcu Niemcy wydawały się krajem, gdzie ciąża będzie dobrze poprowadzona.

Miałam ciężką pracę, więc zdecydowałam się z niej zrezygnować. Przeprowadziliśmy się też do innego mieszkania, żeby w spokoju przygotować się na nadejście maluchów.

Pierwszy dzień w nowym mieszkaniu

I niestety wcale nie był szczęśliwy… W czasie gotowania obiadu zaczęłam mocno krwawić. Myślałam, że to już koniec… W szpitalu lekarz wykrył cysty na jajnikach, ale z dziećmi było wszystko dobrze. Na szczęście mogliśmy rozmawiać z lekarzem po angielsku, bo nasz niemiecki był na poziomie „bitte und danke”. Nie mieliśmy nikogo oprócz siebie.

Pod koniec 4 miesiąca zaczęły się skurcze

Trzy dni i trzy nieprzespane noce, okropny ból… Później zastrzyk przeciwbólowy… Co stało się potem? Pojawił się śluz, młoda lekarka powiedziała, że to wody płodowe i zrobiła USG – dzieciaczki na miejscu, ale było ryzyko, ze ciąża nie przetrwa. Załamaliśmy się.

Na chwilę pojawiła się jednak iskierka nadziei, kiedy ginekolog prowadzący podał nam informację, że to wcale nie wody i że wszystko dobrze, a mojemu chłopakowi podał płeć dzieci (ja nie chciałam wiedzieć).

Niestety… Już kilka dni później nasza iskierka zgasła

Znowu pojawiły się okropne bóle i skurcze. Ogromny stres, tak bardzo się bałam… Znowu śluz, a po badaniu okazało się, że tym razem rzeczywiście odeszły wody… Doszło do zakażenia, moje życie było zagrożone. Nie chciałam wierzyć, że to się dzieje, nie chciałam słyszeć tej wiadomości. Musieli wywołać poród, a przecież dzieciaczki były takie małe…

Tabletka na wywołanie porodu zaczęła działać, takiego bólu nie życzę nikomu. Gorączka 40 stopni, trafiłam na salę, na szczęście chłopak był przy mnie… Dostałam znieczulenie i już nic nie czułam, ale wszystko słyszałam i widziałam: rozmowy i śmiechy pielęgniarek, a w rogu sali stała kołyska.

Czy chce pani pochować swoje dzieci?

Z takim pytaniem przyszedł do nas polski ksiądz. Oczywiście bardzo się ucieszyliśmy, chociaż tyle mogliśmy zrobić dla naszych dzieciaczków… Mój chłopak cały czas płakał, ja nie miałam łez. Mogliśmy nieść nasze dzieci w czasie ostatniej drogi.
Po miesiącu walki w szpitalu zostałam wypisana… Z wyrwanym sercem, ale radością, że chociaż przez chwilę były ze mną moje Aniołki: Mateusz, Marcin i Mikołaj.

Zdjęcie: Designed by Freepik


Jeśli chcesz podzielić się swoją historią napisz do nas na adres info@poronilam.pl

Oceń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *