Mam już dwie córeczki i 36 lat. Okazało się, że znowu jestem w ciąży. Ogromna radość przemieszana ze strachem, czy to nie za późno, czy dziecko będzie zdrowe.
Pierwsze USG 6/7 tydzień. Wszystko w porządku, ogromna radość, serduszko bije. Ta ciąża była trochę inna niż dwie poprzednie, ale tłumaczyłam sobie, że każda ciąża jest inna. W 11 t.c. pojechaliśmy z mężem do ginekologa na kontrolną wizytę. Na USG okazało się, że serduszko nie bije. Widziałam na monitorze moje maleństwo, nie ruszało się.
Wiedziałam, że coś jest nie tak
Wiedziałam też, że nie zapomnę tego widoku do końca życia. Skierowanie do szpitala. Następnego dnia w szpitalu 2 kolejne USG, które potwierdziły tylko, że moje dziecko już nie żyje. Dostałam 2 tabletki i miałam zabieg. Leżałam na dwuosobowej sali z kobietą, która też straciła swoje maleństwo. Postanowiłam pochować moje dziecko. Ale najpierw zrobiliśmy badania genetyczne – okazało się, że mieliśmy córeczkę. Zarejestrowaliśmy ja w USC i zrobiliśmy jej pochówek z pokropkiem. To dało mi wewnętrzny spokój mimo ogromnego cierpienia. Człowiek od poczęcia do śmierci ma duszę i ciało i należy mu się godny pochówek. Przecież to moje ukochane dziecko, jak mogłabym zostawić je w szpitalu. Niestety w szpitalu nie dostałam rzetelnej informacji o przysługujących mi prawach. Zdruzgotana kobieta nie jest w stanie tego ogarnąć, a decyzje trzeba podjąć szybko. Ja miałam to szczęście, że miał mi kto pomóc.
Autor: Mama Laury