Trójeczka moich aniołków – moja historia o stracie

Witam.

Staramy się z mężem od roku o dzidziusia, odstawiłam tabletki i po 5 miesiącach pierwsze dwie kreski. Radość, łzy szczęścia, miesiąc euforii.

moja historia

Okazało się puste jajo płodowe… Płacz, psychiatra, załamanie nerwowe, a najgorsze jak powiedzieć mojemu 7 letniemu synowi, który się cieszył na rodzeństwo.

Odczekaliśmy 3 miesiące, w kwietniu ciąża biochemiczna. Znowu łzy i w czerwcu znów dwie kreseczki. Strach przerażenie, łzy poprzez smutek radość. Beta ładnie rosła. Lekarz mówił, że wszystko będzie dobrze.

Ciąża pięknie się rozwija, zarodek w pęcherzyku, pęcherzyk w macicy. Po tygodniu plamienia, wystraszona do lekarza, zobaczyłam maleństwo i serduszko. Ulga, ale plamienia nie ustępowały.

Po 3 dniach izba przyjęć. Usłyszałam pierwszy raz jak biję twoje serce. Było to jak najlepsza muzyka dla moich uszy. Twoje serduszko, mój aniołku. Najszczęśliwszy moment.

Wieczorem krwotok. Zastrzyk powstrzymał krwawienie, myślałam będzie dobrze, jesteś silny. Ja jestem silna dla Ciebie.

Wieczorem szłam do lekarza, żeby mnie zbadał, bo zaczął mnie pobolewać brzuch i informacja jaka usłyszałam roztargała mi serce. Bolało bardziej niż jakby miały mnie napaść kibole. Serduszko słabło… pęcherzyk się rozwarstwił. Moje aniołki, które jesteście u góry – czuwajcie nad nami. Mama zawsze jest z wami i zawsze was kochała całym serduszkiem, jesteśmy w moim serduszku na zawsze w moim u taty i swojego braciszka.

Autor: Wioleta

Oceń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *