Historia Tęczowego Dziecka – Józio

Jakiś czas temu opisywałam historie straty naszego synka Stasia, który przyjął imię patrona dzieci nienarodzonych oraz rodzin starających się o dzieci. W szybkim skrócie dowiedzieliśmy się o tym, że jest chory na pierwszych badaniach prenatalnych i postanowiliśmy walczyć o jego życie. Nasz synek też walczył do 18 tygodnia.

Po tym czasie dużo się wydarzyło.

Byłam kolejny raz w ciąży, tym razem biochemicznej i skończyła się ona tak samo – prostaglandynami i łyżeczkowaniem.

Za trzecim razem również wylądowałam na patologii ciąży. I tutaj historia się zmienia. Po wypadnięciu kawałka czopa i podejrzeniu sączenia wód płodowych położono mnie na oddział, gdzie czekałam na moment, gdzie ciążę uznano za donoszoną, by powitać młodego człowieka na świat.

Cały czas monitorowano mój stan i stan naszego synka, więc mogłam być spokojna o to, że będzie wszystko dobrze. Początkowo otrzymałam prostaglandyny, aby przygotować szyjkę na przyjście na świat Józka. Pierwszy wlew oksytocyny nie udał się (w sumie rzadko się udaje). Nie obyło się bez komplikacji. Po przejściu ponownie na oddział patologii ciąży, podpięto KTG i okazało się, że co jakiś czas spada tętno mojego bąbla do niskich wartości. Przyczyną było utworzenie się węzła prawdziwego na pępowinie.

Dzięki szybkiej reakcji lekarzy i nagłym cięciu cesarskim, Józio urodził się , otrzymując 10 pkt w skali Apgar.

Okazało się jednak, że z powodu infekcji i sytuacji, kiedy wpadał w bezdech oraz dotychczasowych przeżyć zostanie w inkubatorze pod baczną opieką. Odwiedzałam go, kiedy tylko mogłam. Powoli pozwalano mi go kangurować, nosić i przytulać.

Nie zawsze problemy w ciąży skreślają wszystko.

Historie pisze ku pokrzepieniu serc, by się nie poddawać i nie wariować, gdy coś się dzieje. Nie czytajcie wiadomości w internecie, bo raz one pomogą, raz nie. Oczywiście trzeba trzymać rękę na pulsie, ale nie dajmy się zwariować za każdym razem, kiedy otrzemy brzuch o kant krzesła, czy wypijemy za dużo soku marchwiowego (mówię z doświadczenia). Starajmy się racjonalizować pewne rzeczy.

Oczywiście myślę, że mało kto jest w stanie zrozumieć, co czuje kobieta, która ma za sobą poronienia, będąc w kolejnej ciąży. Dokuczało mi to, że niewiele osób jest w stanie mnie zrozumieć. Niewiele osób w przypadku problemów wie co powiedzieć. W praktyce nie bardzo jest z kim porozmawiać, poza psychologiem i gadaniem do siebie.

Nikt, będąc w ciąży, bez takiego bagażu, nie ma pojęcia co dzieje się wtedy w głowie. W moim przypadku rozpatrywałam każdy problem na czynniki pierwsze – szukałam informacji o tym co może wydarzyć się w każdym z trymestrów, jakie są ryzyka i robiłam wszystko by je zmniejszyć. Kiedy było mi źle i płakałam, miałam wyrzuty sumienia, że płacze i mogę zaszkodzić swojemu ukochanemu dziecku.

Obserwowałam każdego dnia swój brzuch, czy nie obniża się zbyt mocno. Ruchy zaczęłam liczyć przed czasem i nawet kiedy nasz synek miał pół godziny przerwy to szalałam, że coś może się dziać. Sytuacji nie polepszał fakt, że polip, który się utworzył w trakcie ciąży, dawał o sobie znać w postaci plamień i krwawień, które mogły wynikać z przeróżnych kwestii. Myślę, że jeżeli ktoś ma możliwość rozmowy z psychologiem w tym czasie, bardzo może to pomóc.

Marzenia się spełniają.
Dlaczego Józef? Staś spisał się trzymając pieczę nad całą rodziną i swoim nienarodzonym braciszkiem. Jestem pewna, że Józio jako patron rodziny będzie nad naszą rodziną czuwał na ziemi.

Anonim

Jeżeli Ty też chcesz podzielić się swoją historią, możesz zrobić to tutaj: https://www.poronilam.pl/kontakt/podziel-sie-swoja-historia/

4.5/5 - (4 głosów / głosy)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *