Moje 12 tygodni…

16 czerwca 2023 roku zrobiłam test ciążowy. Wynik był pozytywny. Po zobaczeniu dwóch kresek na teście miałam mieszane uczucia. Byłam zaskoczona i sparaliżowana strachem, że nie dam już rady, że jestem za stara (dwójka dzieci w domu, prawie odchowane 14 i 7 lat, a mój wiek… – 24 czerwca kończyłam 39 lat). Wcześniejsze ciąże planowałam, tej nie.

Na samym początku miałam wrażenie, że ta ciąża wszystko mi zabiera. Musiałam zwolnić tempo i zrezygnować z wielu rzeczy z uwagi na pogarszające się samopoczucie (mdłości, narastające zmęczenie, ciągła senność).

Przed pierwszą wizytą ginekologiczną zrobiłam sobie wszystkie wstępne badania. Wyniki miałam idealne. 29 czerwca poszłam na umówioną wizytę. Ginekolog potwierdził ciążę, nie wykazał żadnych nieprawidłowości i skierował na resztę badań.

Mijały kolejne dni, aż w końcu 07 lipca dostałam krwotoku i wtedy pierwszy raz poczułam przerażenie, że mogę stracić tę ciążę. Pojechałam do szpitala – nie chcieli mnie przyjąć, bo z góry założyli, że panikuję. W końcu po 2 godzinach oczekiwania na SOR-ze zostałam przyjęta na oddział. Wstępne badania nic nie wykazały, lekarz ginekolog przyjmujący na oddział powiedział, że nie wie skąd krwawienie, ale to raczej nic poważnego – ciąża żywa. Na drugi dzień zmianę przejmował ordynator. Z samego rana wezwał mnie na badanie, zrobił USG i powiedział :

„był krwiak i pękł i koniec tematu. Na drugi raz proszę z takimi pierdołami nie przyjeżdżać do szpitala, bo my takich przypadków hospitalizować nie będziemy. Recepta dla pani, proszę się spakować do domu. Na przyszłość zadbać o lepsze relacje ze swoim lekarzem prowadzącym. Dziękuję, do widzenia. Wypis w przyszłym tygodniu, do odebrania w sekretariacie.”

Poczułam się jak szkło w tyłku… Wróciłam do domu , z dnia na dzień czułam się jednak coraz lepiej. Wizytę kontrolną u lekarza prowadzącego miałam umówioną na 26.07. Martwiłam się jednak, że to trochę długo od pobytu w szpitalu, więc kuzynka odstąpiła mi swoją wizytę u ginekologa na NFZ. Poszłam i okazało się, że pani doktor nie widzi śladu po jakimkolwiek krwiaku. Powiedziała, że takie plamienia zdarzają się w pierwszym trymestrze, ciąża jest żywa, wszystko w porządku.

W czasie oczekiwania na wizytę u swojego lekarza prowadzącego zrobiłam wszystkie potrzebne badania i z uwagi na mój wiek zarejestrowałam się już na badania prenatalne na 03.08.2023. Dni mijały, czułam się w miarę ok, mdłości zelżały i przestały być tak dokuczliwe jak na początku. Nadszedł dzień wizyty u ginekologa. Wizyta 26.07.2023 – wyniki idealne, USG prawidłowe, ciąża żywa. Kamień spadł mi z serca. Jedyne co mnie stresowało to nadchodzące badania prenatalne.

W końcu nadszedł ich dzień. Bałam się ogromnie, jednak USG nie wykazało żadnych nieprawidłowości, dodatkowo potwierdzono płeć – dziewczynka… 97 % dziewczynka! Moje małe ciche marzenie, że jeśli kiedyś przyjdzie mi być w trzeciej ciąży, to niech to będzie dziewczynka. Po USG pobrano mi krew i z uwagi na sporą odległość od mojego miejsca zamieszkania do szpitala, w którym wykonywałam badania, umówiłam się na teleporadę, w celu odczytania wyników na trzy trisomie.
Wyjechaliśmy ze szpitala przeszczęśliwi – ja, mąż i nasi synowie. W końcu moje przerażenie zamieniło się w tą prawdziwą radość – radość matki z kolejnego dziecka, które nosi pod sercem.

Rozmowę telefoniczną z genetykiem odbyłam 10.08.2023 – pani przekazała dobre wieści, moje wyniki badań prenatalnych były w porządku (powiedziała nawet, że mam jedne z lepszych wśród kobiet w moje grupie wiekowej). Na drugi dzień w piątek 11.08. miałam wizytę u swojego ginekologa. Cieszyłam się z dobrych wieści, że to już 12 tydzień, że najgorsze minęło. W piątek na 10:40 poszłam przekazać doktorowi dobre wieści i zobaczyć na USG moje malutkie dzieciątko. W poczekalni okazało się, że jest opóźnienie. Czekałam ponad godzinę, aż w końcu weszłam. Lekarz przeanalizował wyniki badań i zaprosił do badania USG. Podczas badania mnie zaniepokoił, bo mało mówił i w pewnym momencie zaczęły drżeć mu ręce… Pomyślałam jednak, że może zdenerwował się czymś przy poprzedniej pacjentce i emocje jeszcze nie opadły. Zakończył USG, kazał się ubrać i zaprosił do biurka. Usiadłam i usłyszałam słowa lekarza:
„Pani Moniko, piszę skierowanie do szpitala”. Spytałam dlaczego?! „Niestety tętno płodu jest niewyczuwalne i ruchy też. Podejrzewam poronienie. Proszę jak najszybciej do szpitala, chciałbym się mylić…”

Krew odpłynęła mi z głowy. Wyszłam z gabinetu, zadzwoniłam do męża. Przyjechał, wsiadłam do samochodu i wybuchłam płaczem. Schowałam twarz w dłoniach i zdołałam wydusić z siebie tylko dwa słowa „ona umarła”. Potem resztę drogi do domu słyszałam tylko płacz młodszego syna. Weszłam do domu, aby spakować się i jak najszybciej pojechać do szpitala. W domu trochę ochłonęłam i stwierdziłam, że przecież to niemożliwe, że to musi być pomyłka. Pojechaliśmy do szpitala do miejscowości odległej o kilkanaście km od miejsca naszego zamieszkania (po ostatnim razie do miejscowego szpitala wracać nie chciałam). Zostałam przyjęta na oddział w trybie natychmiastowym.

12_tygodni_ciaży

Na oddziale dostałam osobną salę, dano mi czas na rozpakowanie się, odświeżenie, przebranie i wezwano na badanie. Było coś po godzinie 14:00. Poszłam do gabinetu z nadzieją, że wcześniejsze informacje to nieprawda. Niestety, pan doktor potwierdził najgorsze… „Serduszko przestało bić…” Moja maleńka umarła – potwierdziły się najgorsze wieści. Leżałam na fotelu i płakałam. Lekarz tłumaczył, że poda teraz leki i trzeba będzie czekać na poronienie… Otrzymałam je, poszłam do sali.

Siedziałam na szpitalnym łóżku i patrzyłam w okno. Nie mogłam nic, nic zrobić. W zasadzie, to nie wiedziałam nawet co mam zrobić… Nie mogłam przestać płakać. Po kilku godzinach siedzenia w bezruchu na szpitalnym łóżku pielęgniarka uprosiła mnie, abym położyła się. O godzinie 20:00 musiałam zażyć kolejne leki. Pielęgniarka przyniosła i zostawiła w łazience pojemnik, do którego prosiła „wydalać wszystkie tkanki”. Po 21:00 zaczęły się mocne bóle, ale mimo tego zasnęłam. Po godzinie 23:00 obudziło mnie sączenie i uczucie parcia. Wstałam spodziewając się zwykłego krwawienia. Przeszłam te kilka kroków do łazienki i już byłam cała we krwi, otworzyłam ten pojemnik i w tym momencie mała „wyszła”. Wyszła cała – była jeszcze na pępowinie, do momentu kiedy pielęgniarka dobiegła do mnie i ją przerwała. Moja dziewczynka – była już taka duża, a jednocześnie taka malutka.

Stałam we krwi i patrzałam na moje martwe dziecko. Wtedy dotarło do mnie, że już po wszystkim, że stało się najgorsze – poroniłam. Poroniłam i już nic tego nie zmieni. W jednej chwili poczułam się nic nie warta, niepotrzebna, bezużyteczna. Rozpacz mieszała się z wściekłością, że się nie udało, że nie dałam rady, że jestem beznadziejna… Nie chciałam żeby pielęgniarka zabrała ją ode mnie. Do rana nie zmrużyłam oka. Wezwano mnie na badanie, którym okazało się że ciąża była już na tyle duża, że nie wszystko się oczyściło. Konieczny był zabieg. Mimo, że okrutnie się bałam, było mi już wszystko jedno. Zabieg wykonali, nic z tego wydarzenia nie pamiętam, oprócz ogromnej troski i cudownej opieki pielęgniarek i lekarzy.

Po zabiegu zostałam wypisana do domu, do którego wracaliśmy sami – bez naszej córeczki i siostry… Milion myśli kłębi mi się w głowie, bo nie tak miało być. Chciałam ją urodzić, czekałam na jej pierwsze ruchy. Czekaliśmy na nią, miała już imię, wyobrażaliśmy sobie jak będzie wyglądała, kochaliśmy ją.

Może byłoby mi łatwiej, gdybym ja jej nie widziała. Nie wiem… Cały czas mam ten widok przed oczami i mam takie myśli, że lekarze pomylili się – oboje. Co przysnę to się zrywam i myślę, że to wszystko śniło mi się. Potem dochodzi do mnie, że nie i ogarnia mnie panika, że nie mogę złapać oddechu… W jednej chwili moje małe marzenie umarło, a razem z nim część mnie…
To mnie złamało, już nic nie będzie takie jak wcześniej.

Dziś mija trzeci tydzień od tego zdarzenia, a ja nie mogę znaleźć sobie miejsca, nie radzę sobie z tym, nie rozumiem i cały czas zadaje sobie pytanie dlaczego?

Monika

Jeżeli Ty też chcesz podzielić się swoją historią, możesz zrobić to tutaj: https://www.poronilam.pl/kontakt/podziel-sie-swoja-historia/

Oceń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *