Ściskam Mocno Wszystkich Rodziców dzieci utraconych.
Nasza historia jest dość długa i skomplikowana, ale może komuś pomoże …. Jesteśmy małżeństwem o krótkim stażu, ale wiekowi ( to jest jeszcze dodatkowy gwóźdź do trumny, kiedy traci się kolejne dziecko i nie ma się czasu ani sił na kolejną próbę…).
W dzień mamy 2020r straciliśmy nasze pierwsze wymarzone dziecko (10 tydzień brak tętna serduszka) szpital, tabletki, poród do metalowej kaczki…szok gdy dziecko jest przyklejone do Ciebie a wokół skrzepy krwi później zabieg. Nie mieliśmy dokładniej wiedzy co należy zrobić po pierwszej stracie tym bardziej, że żaden lekarz nie sugerował żadnych badań po prostu zdarza się…jak to mówią trzeba próbować dalej…
Nie byliśmy gotowi również na pogrzeb we własnym zakresie, ale wiedzieliśmy że chcemy uczestniczyć w pogrzebie który organizuje Mops dla dzieci pozostawionych w szpitalu. Jakie było nasze zdziwienie jak przyszedł wynik histopat.na którym napisano ,, tkanek płodu nie znaleziono,, szok jak to jak ja dziecko widziałam a oni mi go nie zabezpieczyli!
Musieliśmy to przeboleć i dalej żyć mając przeczucie, że mamy w niebie Synka.Po 8 mc udało się znowu zajść w ciążę mając nadzieję że drugi raz będzie szczęśliwy… Niestety USG prenatalne w 12 tygodniu – przezierność karkowa 7mm! + wada serca. Zero szans na donoszenie i urodzenie zdrowego dziecka. Płacz, rozpacz i strach i nie do wierzanie!!!
W 15 tygodniu brak tętna Tym razem byliśmy przygotowani do tego co powinno być zrobione przy pierwszej stracie mając prawie 40 lat…Zrobiliśmy badania genetyczne oraz ustaliliśmy płeć dziecka. Mieliśmy zabezpieczony materiał dziecka .Mając płeć ruszyła cała procedura tzn. karta martwego urodzenia potem rejestracja w USC, urlop macierzyński i szukanie miejsca na cmentarzu oraz organizowanie pogrzebu.
Wiedzieliśmy, że tym razem musimy córeczkę godnie pochować. Nie ma, że boli że tysiące spraw urzędowych, po prostu wiedziałam że musimy mieć swoje miejsce na którym zapalimy znicz.
Z perspektywy czasu i tego co przeżyłam, wiem że każdy rodzic powinien to zrobić… Mając już wszystko prawie załatwione, obudziłam się któregoś dnia z poczuciem winy, że mój synek nie miał tego wszystkiego co będzie miała jego siostra… Ogarnął mnie strach i bol…W związku z tym że minęło 10 miesięcy było to tym bardziej skomplikowane…
Jednak spróbowałam, zadzwoniłam do prosektorium i dowiedziałam się, że są bloczki parafinowe, które mogę wypożyczyć do badania. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy się okazało że to córeczka… Domagała się chyba, żeby nie uważać jej za chłopca…Gdyby nie sen, który miałam nigdy bym nie poznała prawdy o płci…
Mieliśmy dwie córeczki, które chcieliśmy razem pochować. I tu się zaczęło… nikt nie był nam w stanie odpowiedzieć czy po 10 miesiącach od poronienia mamy prawo ubiegać się o kartę martwego urodzenia a później rejestracje dziecka w Urzędzie Cywilnym.
Po wielu udrękach, telefonach, poradach prawnych udało się! Obie dziewczynki są zarejestrowane i razem spoczywają ps.dziękuje Bogu i pierwszej córce za sen, który mnie dalej pokierował ….
Jesteśmy spokojni, że zrobiliśmy dla nich wszystko co możliwe i walczyliśmy do końca …. mimo tylu trudności, które nas napotkały…
Autor: Mama