Brak słów

Mam translokacje genetyczna, która w rodzinie dużo namieszała. Jednak każdy mi mówił, że nie mogę, że się nie da naturalnie. Wcześniej jeszcze Depo Provera w wojsku. Co najważniejsze, to mam Aspergera. Po 7 miesiącach starań bólu i łez poddaliśmy się z mężem. Od dwóch lat mieszkamy w Niemczech.

Ostatni weekend marca miałam tak mocną jelitówke, że gdyby nie przeszło, to odwiedziłabym szpital. Cały kolejny tydzień chodziłam do pracy jak struta. Kręciło mi się w głowie, czułam ból i głosik, że energetyk jest fe, że leki są złe. Uznałam że to moja psychika. Ostatni dzień lutego coś mnie wzięło i w nocy zrobiłam test. Nigdy w życiu tak się nie cieszyłam… Strach i niedowierzanie. Jest, udało się. Da radę naturalnie.
Od razu oboje wykonaliśmy telefony do zakładów pracy, że nie będzie nas i jazda po Praxiach. Wizyta w rodzinnym i badania. Super. Hormony ładnie. Ginekolog też widzi banieczkę… Według przeliczenia 5 tydzień… Ale udało się. Też wszystkie wyniki przedstawiłam. Wszystko pokazałam. Historie mojej mamy, cioci itp. To, że w rodzinie było dużo poronień… Proszę o witaminy, hormony itp… Pani doktor powiedziała, że to za szybko. Aby coś przepisać, to musimy poczekać do 7 tyg. Ja mam nudności i wirowanie w głowie, a o zmęczeniu to nie wspomnę.

Kolejna krew, wizyta i jest super. Maleństwo ma 3 milimetry. HCG idealny. Po raz kolejny słyszę „Poczekajmy na serduszko, aby być pewnym”. Kolejna wizyta za 3 tygodnie. Mówiłam, że lekko brudzę, bo plamieniem nie nazwałabym tego. Pani doktor, że to normalne i muszę pozytywnie myśleć, brać witaminy i będzie dobrze. Trzyma z nami kciuki.

6 dni po wizycie zobaczyłam świeża krew. Od razu pojechaliśmy do szpitala, choć było przed północą.
Dali mnie na oddział. Badanie i jest pęcherzyk, ale nie widać embrionu. Pani doktor radzi, aby nie podawać się. Może sprzęt ma problem? Podano mi progesteron i pozostawiono na obserwacji. Rano kolejne USG, wszystko ok. Hormony też…. Natomiast noc z niedzieli palmowej na poniedziałek najgorsza w życiu.

Jest to trudny temat. Jednak w miejscu, gdzie pod wpływem emocji, strachu i stresu nie wszystko rozumiesz…. Nie widzisz dlaczego… Krew… Ból… Niezrozumienie… Wstyd… Zawieszenie…

Brak_słów

Nie umiem powiedzieć co czuje. Niestety, mam z tym problem. Nie rozumiem emocji, które mi towarzyszą. Nie rozumiem bólu. Nie rozumiem dlaczego to nas spotkało. Dlaczego lekarze pomimo wiedzy co mi jest, nie podjęli wcześniej żadnych kroków, aby pomóc naszemu aniołków.

Jest 26 marca, od soboty jestem w szpitalu. Ból nieznośny, obrzęk nóg, choroba morska… Bo jak podsumować bujające się łóżko i ciężką głowę. Bycie samą. Brak rodziny na miejscu. Mąż
też to przeżył i wiem, że rozsypał się. A ja w sali gdzie nie jestem wstanie mu pomóc.

Nie ma na to słów. Myślałam, że obecna wiedza medyczna pomoże. Myślałam, że to znak, że nam udało się choć statystyka na samo zapłodnienie była bliska 0 … A teraz ból, pustka, i złamane serduszko pozostało.

Marcelka

Jeżeli Ty też chcesz podzielić się swoją historią, możesz zrobić to tutaj: https://www.poronilam.pl/kontakt/podziel-sie-swoja-historia/

Oceń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *