Krótka radość – historia poronienia

Oczekiwanie maleństwa to czas niezwykły, czujemy się szczęśliwe i odmienione. Radość ogromna i wydaje się, że nic nie jest w stanie tego zakłócić. Poczucie, że rośnie w nas życie, jest nie do opisania. Ważnym dniem jest dla nas wizyta u ginekologa – czas potwierdzić ten stan.

Jest! Na monitorze widać mały bąbelek

Choć to dopiero 5 tydzień i jest to na razie małe jajeczko, czujesz, że nie może być w życiu piękniej. Dostajesz zalecenia od lekarza, aby się oszczędzać, należy wykonać wszystkie badania, aby sprawdzić, czy wszystko jest dobrze. Wychodząc z gabinetu, w głowie układasz sobie plany do zrealizowania, chociaż masz jeszcze tyle czasu.

Następna wizyta. Dziś powinno być słychać bicie serca Twojego dziecka! Jednak… Lekarz długo przeprowadza badanie w milczeniu. Nie podejrzewasz nic, bo przecież sprawdza, czy wszystko jest w porządku. Nagle przestaje, odwraca się w Twoją stronę, łapie za rękę i mówi: „Nie mam dobrych wiadomości. W 8 tygodniu ciąży – serduszko małego człowieka przestało bić”.

Przez chwilę myślisz, przecież to niemożliwe

Czujesz się dobrze, nic nie wskazywało na to, co właśnie usłyszałaś. Jak to się w ogóle mogło wydarzyć? Jak to mogło się przytrafić akurat mnie?! Lekarz próbuje wyjaśnić ten stan, jednak Ty już nie słyszysz nic. W głowie milion myśli, przecież to niemożliwe, niemożliwe…

Nie da się powstrzymać łez

Lekarz podaje Ci skierowanie do szpitala. Zastanawiasz się: po co? Dla swojego dobra, musisz wziąć tabletki, aby wywołać poronienie. Wybiegasz z gabinetu, bo nic więcej już wiedzieć nie chcesz. Wracasz do domu. Płacz i niedowierzanie. I tak przez jakiś czas… Teraz trzeba poszukać innego lekarza, bo przecież tamten mógł się pomylić. Kolejna wizyta, kolejna zła wiadomość. Zrezygnowana idziesz do szpitala… Bo już nic więcej dla swojego dziecka zrobić nie możesz.

W szpitalu lekarz bada Cię po raz kolejny, aby potwierdzić ostatecznie najgorsze

Jeśli już wiesz, że możesz pochować swoje dziecko, mówisz o tym lekarzowi. Ginekolog tłumaczy, jak wszystko będzie przebiegać: „Spróbujemy samych tabletek”. Jeżeli się nie uda, trzeba będzie przeprowadzić zabieg, oczywiście w znieczuleniu. Mówi, że masz prawo żądać kolejnych dawek leków, jeżeli nie uda się od razu. Tym bardziej, że to Twoje pierwsze dziecko, więc lepiej dla macicy, aby udało się farmakologicznie. Proponuje też psychologa – bo nie każdy jest w stanie poradzić sobie z tym, co Cię właśnie spotkało. Przyjmują Cię na oddział.

Pielęgniarka przynosi 4 tabletki, dwie trzeba połknąć, dwie włożyć do pochwy. A teraz czekasz… na oddziale ginekologicznym, skąd słychać płacz nowo narodzonych dzieci. Leżysz w łóżku i płaczesz, bo ciągle nie możesz uwierzyć w to, co się stało.

Po 4-6 godzinach zaczyna boleć, bardzo boleć

Nie wiesz, co masz ze sobą zrobić, chodzisz w kółko i szukasz sobie miejsca, aby się schować. Prosisz pielęgniarkę o tabletki przeciwbólowe – bo ból jest nie do zniesienia. Ona, oprócz tabletek, daje Ci pojemnik, bo wie, że chcesz pochować swoje dziecko.

I nagle… wypada z Ciebie życie. A potem znowu i jeszcze raz. Właśnie trzymasz w pojemniku swoje dziecko. Po 10 godzinach dostajesz kolejną dawkę leków. Próbujesz zasnąć, bo jesteś wykończona i zrezygnowana.

Rano badanie. Lekarz potwierdza, że się udało. Nie jesteś już w ciąży. Krwawienie może trwać około 10 dni. Dziś wypis.

I teraz zastanawiasz się, co dalej?

Teraz chyba najgorsze, co może się wydarzyć. Aby pochować swoje dziecko, musisz znać jego płeć, dać mu imię. Musisz to zrobić sama, na swój koszt i najlepiej jak najszybciej, bo w prosektorium po upływie 72 h pobierania jest opłata za trzymanie w chłodni zwłok.

I znowu płacz, jak znaleźć laboratorium, które wykona takie badanie? Musisz radzić sobie sama, bo w szpitalu takich badań nie robią i w sumie nie wiedzą, gdzie. Chodzisz po oddziale i wydzwaniasz na numery znalezione w internecie. Aż w końcu jest. Za 600 zł dowiesz się, co było przyczyną oraz poznasz płeć. Dostajesz od lekarza pojemnik z kawałkiem Twojego dziecka, abyś mogła je sama zawieźć do laboratorium.

Wynik najszybciej jak się da, 3 dni

Co dalej? Nikt nic nie wie, bo to chyba jakiś wymysł, że chcesz pochować swojego aniołka. Nie ma nigdzie instrukcji, co robić. Na razie czekasz, bo nic nie uda się zrobić bez wiedzy o płci. Dostajesz telefon, jest wynik. Okazuje się, że to córeczka. Twój aniołek to córeczka.

Wracasz do szpitala, aby otrzymać kartę martwego urodzenia. Tam za bardzo nie wiedzą, co i jak, ale udaje się ją uzyskać po godzinach walki. Jedziesz do urzędu stanu cywilnego, aby zarejestrować swoje dziecko. Musisz wybrać imię. Dostajesz akt zgonu. I znowu płaczesz, czemu moja córeczka opuściła mnie tak szybko… Tak krótko pozwoliła się sobą cieszyć.

Trzeba wziąć się w garść

Z aktem zgonu jedziesz do prosektorium, a zarazem do domu pogrzebowego, w którym jest Twoje dziecko. Dajesz kopię aktu zgonu, oni wystawiają fakturę za spalenie zwłok. Wybierasz maleńką urnę, w której będzie pochowane Twoje dziecko. Ma niecałe 7 centymetrów. Każą przyjechać jutro i ją odebrać. Koszt urny, trumienki (jest wymagana, bo muszą „w czymś” spalić) i spalenia to ok. 1000 zł.

Jedziesz do kancelarii parafialnej, dowiadujesz się, że na cmentarzu jest grób dzieci utraconych i tam spoczną prochy Twojego dzieciątka, umawiasz się z księdzem na pochówek. Dają numer do garbarza, który liczy za usługę 500 zł. Dziś już piątek, ksiądz może dopiero w poniedziałek. Ale jak to dopiero w poniedziałek? Co z urną z moim dzieckiem? Zostanie z Tobą na weekend…

Odbierasz maleńką urnę i znowu płaczesz

Znowu milion myśli, dlaczego mnie to spotkało… Czy rzeczywiście był aż tak potrzebny aniołek na górze? W weekend nie możesz się skupić, bo ta urenka stoi w domu. Chodzisz koło niej, płaczesz. Nie wiesz, co masz ze sobą zrobić…

Przychodzi poniedziałek. Czas pochówku. Jesteś tylko Ty, mąż i ksiądz. Ksiądz pociesza, modli się chwilę, kropi. Grabarz zasuwa nagrobek. Tabliczka już jest. Teraz masz po co przychodzić na cmentarz, aby zapalić świeczkę.

Czas dokończyć formalności, z fakturą z domu pogrzebowego oraz z aktem zgonu dziecka udajesz się do ZUS. Wypełniasz wniosek, aby otrzymać 4000 zł z tytułu zasiłku pogrzebowego oraz masz prawo do skróconego urlopu macierzyńskiego, który trwa 56 dni (8 tygodni). Zgłaszasz pracodawcy, przedstawiając akt zgonu, aby móc skorzystać z urlopu macierzyńskiego.

Tylko teraz, co dalej?


historia baner 2
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.

 

 


Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie


zdjęcie: pixaby.com

Oceń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *