Witam. Nie potrafię sobie poradzić w obecnej sytuacji… moja historia kończy się jak wszystkie inne na tej stronie. Nie mam siły żyć, każdego dnia wstaję, bo muszę udawać przed mężem i synem, że staram się funkcjonować normalnie… Otaczająca mnie sytuacja zabija mnie od środka, nie potrafię się z tym wszystkim odnaleźć. Ale może zacznijmy od początku…
Od 1,5 roku z mężem staraliśmy się o dziecko
Ja mam już wspaniałego 5-latka z pierwszego małżeństwa. Ciąża z nim była prawie książkową, problemów z zajściem też nie było. Zdecydowaliśmy, że zgłosimy się do lekarza, aby wykluczyć niepłodność u męża. Wyniki wyszły średnie, lekarz kazał czekać i nie myśleć intensywnie o ciąży, powiedział, że jeżeli sobie odpuścimy psychicznie, na pewno się uda.
Tak mijały miesiące za miesiącami. Przyszła majówka, nie myślałam, że będzie ona w tym roku tak wyjątkową.
Stało się!!! Stało się, wreszcie się udało
Na USG widać pęcherzyk ciążowy. Szczęście nasze nie znało granic… Z dnia na dzień czekaliśmy na kolejną wizytę u lekarza… W 6. tygodniu kolejne USG, lekarz pokazał nam bijące serduszko naszej kruszynki. Oboje cali przeszczęśliwi czekaliśmy na kolejne badanie… W międzyczasie okazało się, że nie mogę iść na zwolnienie, ponieważ musiałam zaczekać 20 dni na nową umowę, która niestety mi się kończyła…
Teraz wiem, że były to najdłuższe i najgorsze 20 dni w moim życiu... Gdybym mogła cofnąć czas, nie zastanawiałabym się, co zrobię, jeżeli nie przedłużą mi umowy, po prostu powinnam iść jak najszybciej na zwolnienie i się nie martwić.
Ale jak można się nie martwić, kiedy ma się kredyt hipoteczny i wizję dwójki dzieci i jednej wypłaty męża…
Zdecydowałam, że poczekam… W pracy nie układało nam się od początku, byłam na stanowisku kierownika zmiany.. Obok mnie była jeszcze jedna kierowniczka równa mi i kierownik restauracji. Marka znana na całym świecie… Stres i mobbing, których doświadczyłam od nich każdego dnia, okazał się śmiercią mojego dziecka. W 8. tygodniu serce mojej kruszynki zatrzymało się…
Dowiedziałam się o tym 26 maja w Dzień Matki… Myślałam, że umrę… Dziecko, o które tak się starałam, straciłam przez mobbing i stres mojego pracodawcy… Lekarz dał mi 3 tygodnie na poronienie samoistne, stwierdził, że to będzie dla mnie lepsze niż zabieg… Niestety nie udało się…
W zeszły poniedziałek musiałam się udać do szpitala na zabieg…
Łzy leciały od rana do wieczora… Po zabiegu było jeszcze gorzej… Nie mogłam patrzeć na siebie i swój pusty brzuch… Tak bardzo kochałam to dziecko, które było tylko 2 miesiące że mną, z nami… Każdego dnia staram się żyć na nowo… Sprawę mobbingu oddałam do adwokata, czekam na jakikolwiek odzew firmy… Nie chciałabym, aby kiedykolwiek ktoś inny cierpiał tak jak ja…
Nie kieruje mną zemsta, ale chciałabym, aby nigdy żadna kobieta nie musiała przechodzić takiej traumy przez swojego pracodawcę jak ja… Nie umiem się pozbierać sama… Mąż wspiera mnie jak może, tłumaczy, że na pewno nam się jeszcze uda i będziemy szczęśliwi… Uśmiecham się do niego i potwierdzam jego słowa…
Ale w środku serce staje mi zawsze, kiedy myślę o tym wszystkim….
Dziewczyny, nigdy nie pozwólcie na złe traktowanie przez swojego pracodawcę, kiedy jesteście w ciąży czy też nie… Nie bójmy się zgłaszać takich incydentów mobbingu wyżej… Jeżeli to nie nam się krzywda dzieje, zawsze może być ktoś obok, kto nie potrafi sobie poradzić z mobbingiem. Nie bądźmy obojętni…
Pozdrawiam
Mama 8 tyg. Aniołka.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie