„Nie ma stópki zbył małej, by nie mogła pozostawić śladu”

Każda z nas ma swoją własną, niepowtarzalną historię. Każda jest wyjątkowa, przepełniona olbrzymią miłością do dziecka, a zarazem wielkim przygnębieniem. Zacznę od początku. O ciąży dowiedziałam się 10 czerwca. Od kilku dni źle się czułam. Test nie pozostawił złudzeń. Udało się, jestem w stanie błogosławionym. Radość przeplatał lęk. Bałam się o mojego maluszka…nie ma stópki zbyt małej by nie mogła pozostawić śladu

Od początku czułam, że będzie to chłopiec

Rodzice też mówili. Olaf – to imię nam się spodobało. Po 4 dniach poszłam do lekarza. „Wczesna ciąża, nie zakładamy karty. Zrobi pani niezbędne badania i przyjdzie do mnie za 3 tygodnie”. Cały czas źle się czułam, miałam młodości, nie mogłam jeździć samochodem. Złe samopoczucie dawało mi nadzieję, że ciąża się rozwija prawidłowo.

Jeden lekarz nie dawał nadziei, drugi twierdził, że wszystko jest w porządku

4 lipca miałam kolejną wizytę. Lekarz rzucił okiem na wyniki (były idealne) i zaprosił mnie do badania. Powiedział, że to 10 tydzień. Nie było serca, tętna. Bardzo mnie to zdziwiło. Według mnie to 6 tydzień ciąży. Dostałam skierowanie do szpitala „na usuniecie”. Pytałam go o wiele rzeczy, stwierdził że tu nie ma co obserwować. Pewna bliska mi osoba nie dała za wygraną. Zapisała mnie do swojej pani doktor. Jeszcze tego samego dnia miałam wizytę. 6 tydzień i 3 dzień – usłyszałam. Widziałam serduszko. Wszystko rozwijało się prawidłowo!!!! Znowu byłam najszczęśliwszą matką na świecie. Mąż rozmawiał z panią doktor, a ja płakałam.

Zrobiłam badania USG – moje dziecko nie żyło

Dla pewności zrobiłam betaHCG. Wyniki był odpowiedni do 6 tygodnia. Na tydzień przed kolejną wizytą powtórzyłam badanie. Niestety beta spadła 🙁 z 40 tys. na 21 tys. Telefon do ginekologa, badanie USG. „Bardzo mi przykro”. W niedzielę dowiedziałam się, że moje dziecko nie żyje…

Fizycznie szybko doszłam do siebie, psychicznie nie – pomógł dopiero psycholog

Indukcję farmakologiczną miałam dopiero we wtorek. (W poniedziałek na oddziale był mój pierwszy lekarz. Nie chciałam mieć z nim do czynienia). Dwa dni były przepełnione płaczem. Mąż był dla mnie największym wsparciem. Wtedy czułam jak bardzo mniej kocha i mnie wspiera. We wtorek dostałam tabletki – po 15 poroniłam. W środę wyszłam do domu. W piątek dostałam zapalenia płuc. Fizycznie doszłam do siebie bardzo szybko. Psychicznie nie. Ciągle tylko słyszałam: „czasem tak bywa”, „jeszcze niejedno urodzisz”, „nie ma czego płakać”. Pomogły mi dopiero wizyty u psychologa. Dzięki nim zrozumiałam, że Olaf musiał nas tak kochać, że chciał uchronić nas przed jeszcze większym cierpieniem.

W tym miejscu chciałabym bardzo podziękować mojemu mężowi, rodzicom, rodzeństwu i wszystkim tym, którzy byli ze mną i z Olafem, w tym trudnym czasie.


Jeśli chcesz podzielić się swoją historią napisz do nas na adres info@poronilam.pl

Oceń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *